sobota, 21 sierpnia 2010

Rozdział IX

Witajcie!

Na blogu trwa remont.
Przepraszam, może to trochę potrwać...


W najbliższym czasie wygląd bloga ulegnie zmianie. Powód? Ktoś przywłaszczył sobie mój nagłówek i nawet po mojej prośbie zmienienia go, nie zareagował, broniąc się, że znalazł go w necie i ma do niego takie samo prawo, jak ja. Nie cierpię czegoś takiego, wrr. Dlatego na dniach możecie się spodziewać nowego wyglądu. I Sanu, bez obaw, zmienię kolor i powiększę czcionkę. Mam nadzieję, że wtedy będzie lepiej czytać: )

Powtórzę również:
Jeśli chcesz być powiadamiany - podaj mi swoje gg. To dla mnie żaden problem: )

Poszukuję bety! Ktoś chętny?: D

To chyba tyle z ważniejszych informacji. Jak coś sobie przypomnę, zrobię edit, czy coś.

Odpowiedzi na komentarze:
Daimon, dziękuję za tak miłe słowa i pokazanie mi tego błędu. Nigdy nie wiedziałam jak to z tym jest, teraz już wiem i poprawiłam się. Przynajmniej, tak mi się wydaję^ ^" Ja nie lubię Sakury, ale nie ze względu na to, że staje na drodze ku szczęściu Naruto i Sasuke; ) Mam do niej awersję po pierwszej części "Naruto", a do tego jej włosy... zestawienie różu z zielenią mnie odpycha. Mimo wszystko staram się nie przekładać za bardzo swoich negatywnych uczuć względem jej do fanfick'a, którego notabene nie nazwałabym cudem: D

Kuroneko, witaj! Trafne spostrzeżenie, faktycznie opowiadanie powstało po oglądnięciu Szybkich i Wściekłych, gdyż to jeden z moich ulubionych filmów (na komputerze mam wszystkie trzy części <3) i po prostu musiałam stworzyć coś na ich podstawie: D Co do opisów, bardzo się cieszę, że tak je odbierasz. Kiedyś to była moja pięta Achillesowa, ale jakoś się wyrobiłam i cieszę się, że to widać. I fajnie, że podoba się Sakura. Ja jej nie cierpię, dlatego została dziwką, ale tak ogólnie staram się nie przelewać na nią swoich "uczuć".

Virus Ci, cieszę się, że wróciłaś. Akurat to nie ja wykazałam się inteligencją, a moja mama, która wrzuciła biało-czerwoną szmatę nowo zakupioną do moich ukochanych, białych rzeczy podczas prania... i wyszło, co wyszło. Ale to nie ważne ^^" Jeśli jednak chodzi o więź Naruto i Sasuke, spokojnie, rozwinie się, tylko muszę zakończyć inny wątek; ) Więc cierpliwości.

Sanu, trzy rozdziały to sześćdziesiąt sześć stron worda? Jak miło, nie wiedziałam: D Piszę w notatniku (skończyła mi się licencja na worda T.T) i jakoś trudno mi określić jak długi jest już tekst, piszę do momentu, w którym chciałabym zakończyć i tak jakoś wychodzi... Co do Shizune - zrobiłam z niej zdrajcę, bo jej nie lubię, ale fakt, ukryte motywy ma, ale o nich dowiesz się z czasem. Co do Shikamaru - bez obaw, między nim a Sasuke jest tylko przyjaźń, nic więcej.: ) I dziękuję, naprawdę miło mi się zrobiło dowiadując się, że mój fanfick czyta się jak książkę. To dla mnie dużo znaczy. (a tak odnośnie poprzedniego komentarza - mówisz, że Vanish może pomóc? Będę się łapać każdego sposobu, by biel moich kochanych ubrań wróciła.)

Hibari, Zdzichosław? Haha, padłam: D Ale że Ci się chciało czytać od początku, to aż dziwne: D Naprawdę miło mi się zrobiło czytając Twój komentarz. Cieszę się, że to co pisze się podoba. A nie sądziłam, że aż tak, by się w tym zakochać. Jej, jak fajnie <3 I dobrze wywnioskowałaś, dobrze, między Sasuke a Shikamaru nic nie było i nie będzie: ) I prawda, za niedługo to się zmieni i postaram się stworzyć między Naruto a Sasuke mocniejszą nić, tak to ujmę, by już nie była tak słaba jak teraz. Na wszystko przyjdzie czas, opowiadanie trwa i będzie trwać jeszcze trochę. Z krótkiego fanfick'a rozrosło się do długiego, planuję z dwadzieścia rozdziałów. Dla mnie to szok.
Avatar
, przepraszam, to się już nie powtórzy, mam nadzieję. Przeproś ode mnie swoje serduszko: * Teraz będę się starać równo, co dwa tygodnie dawać rozdziały. Ale jak to się mówi - nie od razu Rzym zbudowano, więc kilkudniowe przeskoki mogą się zdarzyć. Ja się dopiero uczę systematyczności, a ta wizja mnie przeraża T.T

Anonimowy, niestety nie wiem kim jesteś, ani jak się do Ciebie zwrócić. Będę pisać ten kryminał z Shikamaru w roli głównej, ale zabiorę się za niego po rozpoczęciu roku. Nie będzie się jednak pojawiał na tym blogu, założę kolejny. Z tego, co zauważyłam - dużo osób nie widzi Shikamaru jako homo, dlatego uszanuję to i ten blog pozostanie czysto NaruSasu/SasuNaru; )

To chyba tyle. Zapraszam do czytania i wyrażania swoich opinii.


Rozdział IX
"Odważny to nie ten, kto się nie boi, lecz ten, kto wie, że są rzeczy ważniejsze niż strach."
- James Neil Hollingworth

***
Dwie postacie pod osłoną nocy przemykały niezauważenie pod wyniosłymi żywopłotami na obcej posesji. Zwinnie wymijały wszelkie kamienie, kwiaty i krzewy, będąc tylko czarnymi zjawami, sunącymi bezszelestnie po zadbanym, równym trawniku. Rosa osiadła na niskich krzewach i dopiero rosnących drzewach, przypominając kryształki iskrzące się w świetle ogrodowych lamp. Słodka woń róż i innych kwiatów wraz z zapachem skoszonej trawy, drażniła bruneta, jednak skupiony na zadaniu, starał się to ignorować. W ciszy, przerywanej tylko grą cykad, gdzieś w oddali rockową piosenką i, co chwilę, charkotem samochodów przejeżdżających po drugiej stronie żywopłotu, skierowali się w bok, jakby rozumiejąc się bez słów. Sasuke, biegnący z przodu, zwinnie wskoczył na siatkę, by zaraz znaleźć się na drugiej posiadłości, już nie tak zadbanej. Gęste krzewy róż rosły gdzie popadnie, między nimi różnorodne kwiaty, z nazw nieznane brunetowi, tworzyły istny tor przeszkód. Gdy dołączył do niego Shikamaru, niefortunnie zeskakując na pokrzywy, którym jednak nie udało się go poparzyć przez materiał spodni, ruszyli dalej, starając się ominąć stojące im na drodze rośliny.

Wystrzał. Obaj jak na komendę, schowali się za rozłożystym krzewem białych róż, zamierając w bezruchu. Brunet zirytował się do tego stopnia, że zatkał nos, nie mogąc znieść ich zapachu. Drugą dłonią odruchowo złapał za broń, wysuwając ją lekko z kabury. Shikamaru uczynił to samo, kucając.

Nasłuchiwali, gotowi w każdej chwili do odwrotu, bądź obrony, jeśli znaleźliby się w niebezpieczeństwie. Takowego jednak nie czuli. Wystrzał nie mógł oznaczać wykrycia ich obecności, co po chwili potwierdził ryk pracujących silników, zgrzyt rozsuwanej bramy i ujadanie psa, tak agresywne, że Nara aż przełknął ślinę. Od zawsze uważał zwierzęta za zbyt kłopotliwe, co wiązało się z tym, że ich po prostu nie lubił. Nie wiadomo czemu, wykluczając jedynie jelenie.

Odczekali chwilę. Samochody, paląc gumy, wypadły na ulicę. Sasuke przez ułamek sekundy wydawało się, że usłyszał głos Naruto, ale szybko odgonił od siebie tę myśl, mając ją za mało prawdopodobną. Nie wiedział nawet, jak blisko wtedy był prawdy. Bolesnej prawdy, gotowej do zadania ostatniego strzału.

Odległy dźwięk kolejnych wystrzałów zasygnalizował koniec zagrożenia. Nie mieli czasu rozmyślać kto spowodował pościg, ważne było to, że przynajmniej dwie osoby opuściły siedzibę "Korzenia", zmniejszając ryzyko, wciąż jednak wystarczająco wysokie. Nie zwlekając ani chwili dłużej, poderwali się do biegu. W kilku sekundach przemierzyli drogę dzielącą ich od muru. Nie przewidzieli jednak, że również tutaj znajdują się metalowe wypustki, choć na przedzie posiadłości wcale ich nie było, nie licząc bramy. Sasuke zaklął szpetnie.

- To nie kłopot - mruknął Shikamaru, opierając się o chropowatą powierzchnię z drobnych kamieni.

- Sądziłem, że dla ciebie wszystko jest kłopotliwe - rzucił z przekąsem Sasuke, podchodząc bliżej Nary. - Podsadź mnie.

- To właśnie miałem zamiar zrobić. - Splótł dłonie wierzchnią stroną w dół, tworząc prowizoryczny stopień. Brunet położył na nim nogę, opierając cały swój ciężar na rękach szatyna. Mur jednak był na tyle wysoki, że zwykłe 'podsadzenie' nie wystarczyło i pech chciał, że gdy Sasuke już miał się podciągnąć w górę, na nosie Shikamaru usiadł komar. To był odruch. Uwolnił dłoń, zabijając insekta, tym samym zabierając oparcie młodszemu mężczyźnie. Gdyby nie jego refleks, tyłek bez wątpienia miałby bliskie spotkanie z wilgotną ziemią.

- Nara! Kiedyś naprawdę ci coś zrobię... - wysyczał brunet, podnosząc się na rękach i kucając na krawędzi, uważając na ostre wypustki. Na szczęście mur jak mur, był dostatecznie gruby, by spokojnie położyć nogę. - Możesz obudzić się pewnej nocy bez swoich czterech, leniwych liter i nawet nie chcesz wiedzieć, jakim sposobem byś je stracił - syknął jeszcze, pochylając się z wyciągniętą dłonią w dół, drugą przytrzymując się metalowego kolca.

- A ty tylko o tyłkach gadasz... - mruknął zdegustowany Shikamaru, ziewając teatralnie, by zaraz uchwycić za nadgarstek czarnowłosego i z jego pomocą, dostać na górę. - Ale nie mam zamiaru zgłębiać wiedzy na temat twoich upodobań. Szczególnie seksualnych.

Uchiha prychnął, obracając się twarzą w stronę piętrowej posiadłości "Korzenia". Wszystkie lampy w tej części były zgaszone, światło tylko lekko przebijało się z innych pomieszczeń przez okna, z niezasuniętymi zasłonami. Zasięg latarni ulicznej nie dosięgał miejsca, w którym się znaleźli, a oświetlenie ogrodowe, o dziwo, nie zostało włączone. Ten fakt może i ułatwiał zadanie, ale również budził podejrzenia. Wszystko mówiło: włam się! Sasuke zauważył nawet, że alarm jest wyłączony - czerwona lampka nie mrugała nad drzwiami wychodzącymi na ogród. Śmierdziało podstępem, tak jawnym zaproszeniem w sidła wroga. Szepnął, sprawdzając zapięcie kabury:

- Wiesz, że w tej chwili obchodzi mnie jeden, konkretny osobnik, przy którym inni padają na kolana, dlatego jakoś nie uśmiecha mi się pomysł robienia za mysz. W pułapce, jak mówią.

- Kto powiedział, że damy się złapać komukolwiek, Kocie? - mruknął leniwie Shikamaru, wodząc wzrokiem po ścianach budynku w poszukiwaniu uchylonego okna. Zaklął cicho. Co drugiego było otwarte, nawet te na parterze. Na dodatek, nie przymknięte, a rozwarte na oścież, jakby zapraszały złodziei z zapoznaniem się z zawartością pomieszczeń. Kto włamuje się do miejsca, które tak cholernie do tego zachęca obiecując bezproblemowy zysk? Tylko kretyni. Niestety, nieprzyjemna świadomość tego, że zaraz wyjdą na owych kretynów jakoś nie dodawała mu pewności siebie. Co gorsza, Uchiha był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. I wcale mu się nie dziwił. - Pamiętasz? Stawiać wszystko, ponad strachem. To twoje słowa - rzucił, bezgłośnie zeskakując z muru na idealnie wykoszony trawnik. - Sakura jest ważna dla Naruto, powinieneś o tym wiedzieć. Jak siostra - dodał, mając nadzieję, że zachęci bruneta do kontynuowania misji. W końcu podjął się jej własnowolnie i nie ciążył na nim obowiązek jej wykonania. A Nara niczego tak nie pragnął jak działania w pojedynkę.

- Ta dziwka? - syknął Uchiha, wciąż tkwiąc na murze. Miał ochotę machnąć na wszystko ręką, zostawić Shikamaru i po prostu odejść, wycofując się w cień. Nie mógł tego zrobić, to nie było w jego stylu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wahał się, próbując przeanalizować zaistniałą sytuację od nowa. Czy się bał? Nie, to nie było to. Od dawna mierzył się ze swymi słabościami, walczył, wygrywał. Wypracował w sobie barierę, oddzielającą go od strachu, a nawet pozwalającą przekształcić go w swoją siłę. Zaprzyjaźnił się z uczuciem lęku, nauczył się współpracować z nim i działać nawet wtedy, kiedy zaczynał przejmować zbyt wielką kontrolę. Więc, dlaczego się wahał? Czyżby dopadły go wyrzuty sumienia? Absurdalne.

Jestem głupcem, to twoja wina, Naruto, pomyślał zeskakując z muru. Honor nie pozwalał mu się włamywać do miejsca, które bądź co bądź, trochę dla niego znaczyło. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, jednak czuł sentyment do siedziby "Korzenia". To tak, jakbym zdradzał sam siebie, warknął w myślach, ale wróg "Konohy", to teraz i mój wróg, przeszłość trzeba definitywnie przekreślić. Postanowił zmienić nieco utrwalone schematy. Bo kto mu zabroni ignorować fakt, że powinien być cicho?

Nara obserwował go uważnie z dziwnym napięciem. I lekką pogardą. No tak, wyznawał równouprawnienie i tym podobne racje i na pewno zaraz o tym wspomni jak miał w zwyczaju, gdy tylko brunet kogoś obraził, stawiając siebie ponad innymi. Nie pomylił się.

- Nie miej uprzedzeń, Sasuke. Każdy chwyta się okazji, by zarobić. Wybrała tą drogę i nie powinieneś mieć jej tego za złe - szepnął Shikamaru, tracąc zainteresowanie dalszą rozmową. Rozglądnął się czujnie dookoła. Było na tyle ciemno, że prócz muru za plecami i jasnej ściany przed sobą, widział tylko zarys kilku drzew na lewo, a po prawo pogłębiającą się czerń, bez żadnych konturów. Cichy szum liści i chlupot wody, poruszanej zrywającym się dopiero wiatrem, upewniał go w słowach bruneta. Na tyłach budynku znajdował się basen.

- Pewnie - sarknął Sasuke, ruszając właśnie w tamtym kierunku. - A oferowanie się za darmo to naprawdę ciekawa okazja. Nie można zyskać nic, prócz tytułu dziwki, którą w mojej opinii jest i żadne twoje słowa tego nie zmienią.

Nara skrzywił się nieco, ruszając za mężczyzną. Miał nadzieję, że rozmawiają na tyle cicho, by nie ściągnąć niepotrzebnych kłopotów. Odniósł jednak wrażenie, że Sasuke i tak ma to głęboko gdzieś. Szczególnie, że wyciągnął z kieszeni papierosa, podpalił go nie przejmując się charakterystycznym dźwiękiem wydawanym przez zapalniczkę i ujadającym głośno psem, gdzieś na przedzie budynku. Jakby nigdy nic, swobodnym krokiem szedł przed siebie, nawet nie fatygując się o szept:

- I nie interesują mnie małoletnie kurwy, na dodatek farbowane na różowo. No daj spokój! Era plastiku i barbie zalewa świat.

Spiął się w sobie. Nie wiedział, dlaczego nagle Uchiha zapomniał o jednej z zasad skradania się - zachować ciszę - i nawet nie miał siły o tym myśleć. A dokładniej, nie chciał zaprzątać sobie tym głowy wiedząc, że i tak nie uda mu się odgadnąć prawdy, a snucie bezsensownych hipotez wymagało zbyt dużego zużycia jego cennej energii, którą chciał wykorzystać na sen. Mruknął tylko:

- Pragnę zauważyć, że barbie przeważnie ma blond włosy i niebieskie oczy. A z tego co wiem, to podchodzi pod twoje preferencje seksualne.

Sasuke przystanął.

- A podobno nie chciałeś zgłębiać na ich temat wiedzy?... - sarknął, spokojnie dopalając szluga. Znaleźli się na rogu budynku, skryci w cieniu. Pies zamilkł, a jedynym dźwiękiem rozlegającym się wokół była cicha gra cykad, plusk wody i szum liści. Można się również pokusić o stwierdzenie, że z głębi budynku dolatywał dźwięk telewizora i wystrzałów, jednak równie dobrze mogło to być zwykłe złudzenie. Sasuke jednak nie wykluczał takowej możliwości, wiedząc, że w piwnicy znajduje się strzelnica. - Nieważne, nie ma na to czasu. Rozpoczynamy infiltrację. - Zgasił niedopalonego papierosa na chodniku, przydeptując go nogą. - Działamy według planu.

Nara tylko westchnął. Czas działać. A tak mu się nie chciało...

***

Tsunade nerwowo stukała paznokciem w szybę. Bała się, martwiła, niepokoiła. Jak matka, której dzieci wyruszyły na wycieczkę, niebezpieczne spotkanie z wrogą rzeczywistością, polującą na ich życie. Nienawidziła tego uczucia. Odpowiedzialność. Ta świadomość odpowiadania za czyjeś czyny, za bijące w piersi serce, tak kruche i łatwe do zniszczenia... na jej rozkaz. Tkwiła w tym bagnie, wciągając w to innych, obcych jej ludzi, ale tak bliskich, połączonych ideami. Poruszała nimi jak pionkami w zasranej grze o władzę. Bo ona była władcą - małej grupy gotowej spełnić każde jej słowo bez mrugnięcia okiem. Jak kat wymierzała sprawiedliwość posyłając własnych ludzi na śmierć; zawieszała ich życie na szali, cienkiej nici tak łatwej do przecięcia. Jeden zły ruch. Potknięcie w biegu, źle odmierzony dystans, opóźniony refleks. I kulka w łeb. Ile razy pragnęła to zmienić. Nawet nie była w stanie policzyć. Za każdym razem poddawała się widząc zaciętość w oczach swych ludzi. Miłość? Nie, nie wiązało ich żadne wielkie uczucie. Po prostu obowiązek, który chcieli spełnić najlepiej jak się dało. By ona była dumna. Stworzyła wokół siebie aurę autorytetu. Tak tego nienawidziła... ale nie potrafiła przestać. Pieniądze. Wszystko kręci się wokół nich. Swoje życie już dawno przegrała. Nie miała szans na wyjście na prostą, pozostało jej tylko ukrywanie się i w tak zasrany sposób wykorzystywanie ludzi do własnych celów. Zarabianie. Cieszyła się z wygranej, by kolejnej nocy przegrać. Ze swoim nałogiem, który jak narkotyk otumaniał ją, wciągając coraz bardziej. Hazard. Nikt nie wiedział, prócz niej. Dziewczyny tak bliskiej sercu Tsunade. Miłość i oddanie... nie, to nigdy nie było to. W życiu nie można ufać nikomu, nawet sobie. W stadzie zawsze znajdzie się wilk w owczej skórze, niby lojalny i uczciwy, ale tak naprawdę, dwulicowy i niegodny miana przyjaciela. Powinna o tym wiedzieć. Zapłakała. Nie starała się powstrzymać łez. To nie było na miarę jej sił. Miała dość. Dość wszystkiego. Twardy głaz też kiedyś się stoczy, gdy mały, niepozorny kamyk osunie się spod niego. Shizune zdradziła. To był koniec.

Lawina dopiero miała spaść.

***

Powietrze chłostające twarz, przenikające zimno towarzyszące prędkości. Świst wiatru rozrywający czaszkę od wewnątrz; ryk pracujących na pełnych obrotach turbin, z daleka dobiegający warkot kilkuset konnych silników pozostających nieco w tyle. Smród spalin wdzierający się do płuc, szum wiatru wciąż i wciąż rozbrzmiewający w uszach. Naruto żałował w tej chwili, że nie posłuchał Kiby i nie założył kasku, uznając go za zbyt niewygodny. Teraz klął na swoją głupotę, nie mogąc wytrzymać ogłuszającego dźwięku pracującej maszyny, pędu i tego charakterystycznego "wziuuu", gdy wyprzedzali wolniej jadące samochody, wręcz wymijając je zygzakiem. Lewy pas, prawy pas, z powrotem lewy. Różnobarwne światła niczym ptaki na niebie, wirowały wokół, we własnej, szalonej gonitwie. Strach... nie, to uczucie już minęło, przemieniając się w czystą adrenalinę, przyspieszającą akcję serca i podnoszącą ciśnienie krwi do tego stopnia, że to aż bolało.

Od dłuższego czasu nie padały strzały. Czerwone maski wrogich pojazdów z niemym wyzwaniem gnały za nimi, przedzierając się przez sznur samochodów przepisowo zmierzających w tylko sobie znanym kierunku. Nawet coraz większa ich ilość nie przeszkadzała im w ciągłym sunięciu za pędzącym motorem. Kiba tracił nadzieję, pozwalał opanować się dławiącemu uczuciu paniki. Z coraz większym trudem wymijał przeszkody, ścigacz tracił na przyczepności, szczególnie na ostro branych zakrętach. Nawet tak trudne przy dużej prędkości manewry nie pomagały w zgubieniu pościgu, który jak upierdliwy wampir leciał za nimi, żądny krwi.

I, co gorsza, wcale nie chciał się odczepić, nieważne jak się starali.

***

- Nowe wieści, "Korzeń" i "Suna"... - Do bogato zdobionego pomieszczenia, w którym paliła się tylko i wyłącznie lampka na wypolerowanym biurku, wpadł dobrze zbudowany mężczyzna z cygarem w ustach. - Na zlecenie Orochimaru... - zamilkł nagle. Wygodny, obrotowy fotel z czarnej skóry był pusty.

- Wiem, Kisame. - Z lewej strony dobiegł go chłodny, spokojny głos, a gdy obrócił się w tamtym kierunku, ujrzał postać wyłaniającą się z mroku. Itachi uśmiechał się tajemniczo, wsuwając broń do kieszeni długiego, czarnego płaszcza, którego poły zaszeleściły złowieszczo. - Dlatego czas na mój ruch.

- Zamierzasz działać w pojedynkę? - rzucił z przekąsem prawnik opierając się o framugę i marszcząc brwi. Nie podobało mu się to. Pomagał mu, zbierał informacje, śledził, by teraz, gdy coś miało się zacząć dziać, zostać pominiętym. Zacisnął pięści, gdy brunet nie odpowiedział podchodząc jakby nigdy nic do biurka i zaczynając coś w nim szukać. - Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? - dorzucił, strzepując popiół na wypastowany parkiet.

- Wiem - odpowiedział długowłosy, zarzucając na głowę kaptur, a na nos wsunął ciemne okulary. Odwrócił się w stronę drzwi, pozwalając by lampka oświetliła całą jego postać; ciężkie, okute metalem buty, skórzane spodnie i kabury przerzucone krzyżowo przez jego tors, z bronią, sznurami i innymi przedmiotami, przydatnymi na akcjach. Zasunął zamek, ukrywając je pod płaszczem. Na ustach błąkał mu się uśmiech, którego Kisame tak nienawidził. Uśmiech mordercy. - Ale to moje zadanie, nikogo więcej.

- Wciąż nie dowiedziałem się, dlaczego tak ci zależy na jego śmierci.

- Tak bardzo chcesz wiedzieć? - mruknął, wyciągając z kieszeni mosiężną, srebrną zapalniczką, którą przez chwilę obracał w palcach, wpatrując się w wygrawerowany złotem napis "Sasuke". Gdy usłyszał mocne "tak", wypowiedziane przez Kisame, odpalił ją, przez chwilę obserwując płomień, by zaraz sięgnąć po papierosa luźno leżącego na biurku, odpalając go. - Więc słuchaj. Jako mój przyjaciel - słowo to zabrzmiało tak dziwnie w ustach mężczyzny, jakby było zwykłą drwiną - możesz poznać prawdę. - Spoglądając uważnie na wciąż opierającego się o framugę bruneta, rozsiadł się w fotelu, wyciągając ciężkie buty na biurko.

Hoshikagi w napięciu oczekiwał na jego dalsze słowa.

***

Woda w basenie falowała spokojnie, od czasu do czasu chlupocząc, gdy obijała się o ścianki. Zapach chloru mieszał się ze słodką wonią róż, sakury i innych kwiatów, trudnych do zidentyfikowania. Księżyc odbijał swój blask w przeźroczystej tafli, przyprószonej płatkami wiśni, spokojnie unoszącymi się na powierzchni. Ciepłe, letnie powietrze muskało przyjemnie skórę. Drzewa szeleściły uspokajając skołatane nerwy, jednak niewystarczająco, by pozbyć się nieprzyjemnego dreszczyku napięcia, towarzyszącego dwóm mężczyznom. Shikamaru, rozplątując węzeł linki, nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś pójdzie nie tak. Nie tylko ze względu na osobę bruneta, który jeszcze chwilę temu zupełnie nie przejmował się zachowaniem ciszy i najwidoczniej wcale nie zamierzał tego zmieniać, kopiąc nogą odpadający tynk budynku. Nie, to nie był jedyny powód. Smród podstępu drażnił jego nozdrza, w głowie rodząc nieprzyjemną wizję czających się wewnątrz uzbrojonych postaci, gotowych do zadania śmiertelnego strzału. Nie należał do ludzi łatwo tracących opanowanie, ale w tej sytuacji nie potrafił zachować swojego idealnego spokoju. Miał zamiar powiedzieć Sasuke, co myśli o jego zachowaniu, jednak zdusił to w zarodku. Mężczyznę wyraźnie coś gryzło i bynajmniej nie były to upierdliwe komary krążące wokół. Uchiha w takim stanie był nieprzewidywalny - mógł podrapać każdego, kto tylko się nawinie i Nara zdając sobie z tego sprawę, wolał go nie drażnić. W końcu nie bez powodu Sasuke był nazywany kotem.

Westchnął, kończąc rozplątywanie liny zakończonej metalowym haczykiem. Spojrzał w górę, odmierzając wysokość dzielącą go od balkonu na pierwszym piętrze, ciągnącym się przez całą długość budynku trzy metry nad ziemią. Tam mieli zacząć. Pierwsze drzwi po lewej, mały pokój z wygodnymi kanapami, prowadzący do biura. Sasuke uparł się, by wpierw sprawdzić to miejsce. Nara nie oponował.

Zakręcił liną pod czujnym spojrzeniem Sasuke, który przestał kopać w róg budynku i najwyraźniej się uspokoił. Jego spojrzenie na powrót stało się obojętne, bez żadnych uczuć; rozluźnił się, a napięcie ulotniło się z jego osoby. Shikamaru uśmiechnął się mimowolnie - powrót perfekcji w każdym calu.

Metal zadźwięczał cicho o barierkę balkonu, gdy haczyk zaczepił się o pręt i pozostał tam, gdy Nara za niego pociągnął. Zaczął się podciągać w górę, a Sasuke zaraz za nim. Po chwili już przechodzili przez poręcz, by zaraz wsunąć się przez uchylone, szklane drzwi do opanowanego przez ciemność, pomieszczenia. Linę na wszelki wypadek zostawili, by nie odcinać sobie drogi ucieczki.

Sasuke na wyczucie skierował się w stronę biura. Stąpał cicho i ostrożnie, by nie strącić drogiej wazy, stojącej gdzieś na lewo i nie zahaczyć nogą o niedźwiedzią skórę rozłożoną na drewnianym parkiecie. Coś połaskotało go w odsłonięte prawe ramię, jednak nie zareagował. To tylko rozłożysty kwiat, o którym zdążył napomknąć wcześniej Shikamaru. Miał nadzieję, że niczego nie pominął.

Drzwi kliknęły cicho gdy je otworzył. Biuro było puste i jak zdążył się domyślić, nikt nie wchodził tu od dłuższego czasu - świeczka zapachowa nie paliła się na pustym biurku, a woń leśnych drzew ledwo można było wyczuć w powietrzu.

Wycofali się.

Gdy znaleźli się w wąskim korytarzu ozdobionym różnymi obrazami, których przez ciemność nie mogli oglądać, na co również nie mieliby czasu, usłyszeli trzask drzwi dobiegający gdzieś z dołu. Zamarli w bezruchu, gotowi do natychmiastowego ukrycia się. Czyżby zorientowano się, że są wewnątrz? Kroki jednak poczęły się oddalać, a wyczulony w tej chwili zmysł słuchu pozwolił wydedukować brunetowi, że ktoś wybrał się do toalety. Zagrożenie minęło, więc ruszyli dalej, badając dłońmi powierzchnię ścian. Brak chociażby okien utrudniał zadanie.

W powietrzu unosił się zapach grzanek, wywołując nieprzyjemne ssanie w żołądku. Obaj nie jedli od długiego czasu, co teraz zaowocowało cichym burczeniem i nieprzyjemnym skrętem jelit. Jakby tego im jeszcze brakowało!

Skrzyp.

Zatrzymali się, nasłuchując.

Huk.

Czyżby przeciąg? Nie, coś upadło na drewnianą podłogę.

Stuk, skrzyp.

To gdzieś z dołu. Ktoś zasunął krzesło.

Trzask.

Szkło roztrzaskało się na drobny mak, przy akompaniamencie męskiego przekleństwa. Ktoś zaczął krzątać się po dole, najwyraźniej zbierając pozostałości talerza, szklanki? Mogli się tylko domyślać.

Ruszyli dalej, przed siebie. Sasuke wykluczył możliwość zejścia najbliższymi schodami, gdyż znajdowały się za blisko kuchni. Bezszelestnie poruszali się w ciemności, niczym duchy sunąc po ogromnym budynku - wymijali liczne drzwi, uważnie nasłuchując, czy nie dochodzą z nich jakieś podejrzane odgłosy. Jedyne, co słyszeli, to od czasu do czasu chrapanie, skrzypienie łóżka czy, choć rzadko, pierdnięcie. Pierwsze piętro składało się praktycznie tylko z sypialń, w większości i tak pustych.

Od schodów dzieliło ich zaledwie kilka metrów, parę długich kroków, trzy sekundy, gdy nagle z tyłu, za rogiem w prawym korytarzu, otworzyły się drzwi. Skrzypnięcie nienaoliwionych zawiasów zabrzmiało jak haratające po tablicy paznokcie, na moment paraliżując ich ciała. Zapaliło się światło, a długi cień zamajaczył za ich plecami, rosnąc, wraz z kolejnymi krokami człowieka niezdającego sobie sprawy z obecności intruzów.

Gwałtowne szarpnięcie za ramię zmusiło Shikamaru do biegu. Na szczęście podłoga została wyłożona ciemno-brązowym dywanem, skutecznie zagłuszającym tupot ich butów. Wokół wciąż panowała ciemność, elektryka była tak zaprojektowana, by oświetlać pojedyncze korytarze, a na każdym zakręcie znajdował się włącznik i wyłącznik światła. W tak dużym budynku trzeba było oszczędzać prąd, a ten fakt działał im na rękę. Teoretycznie, rzecz jasna.

Sasuke nie stracił zimnej krwi i już obmyślał kolejny plan, byle nie wpaść w ręce wrogów. Nie mógł pogodzić się z tą myślą. Jeszcze do niedawna byli sojusznikami, coś jak przyjaciele, teraz gwałtownie to się zmieniło, wprowadzając chaos w jego dotychczas poukładane życie. A trzeba dodać, że Uchiha nie lubił zmian i szybko się nie przyzwyczajał.

Składzik!
Charakterystyczne, wąskie drzwi zaświeciły na czerwono, oczywiście tylko i wyłącznie w podświadomości Uchihy, prezentując idealne miejsce do ukrycia się. Czuję się jak w zasranym filmie, pomyślał zatrzymując się przed nimi, a Nara niepoinformowany o manewrze gwałtownego hamowania, wbiegł w niego, nie tracąc jednak równowagi.

- W pchlarza się bawisz?! - syknął cicho, jednak zjadliwie Sasuke, raptownie otwierając drzwi i wciągając do środka szatyna. Zrobił to akurat w ostatnim momencie, dosłownie sekundę później z bocznego korytarza, jakieś dwadzieścia metrów dalej, wyszedł członek "Korzenia", wesoło pogwizdując i majstrując coś przy zapięciu paska.

I wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie pewien mały, piskliwy problem, który zwalił Sasuke z nóg, zapewniając mu jednak wygodne, teoretycznie, lądowanie. Niestety wyczulony słuch bruneta chwilę później spotkał się z wysokim piskiem obdzieranej ze skóry myszy, a dodając do tego zapach kwiatowych perfum, można powiedzieć, że umarł jedną z najgorszych śmierci, jakie mógłby sobie wymarzyć. Pozostało mu tylko osiem żyć, cholera.

- Sakura?! - szepnął zaskoczony Shikamaru, który miał szczęście utrzymać się na nogach.

- Shika?! - odpowiedziała czymś na granicy szeptu, a pisku. - Maru, to ty! Wiedziałam, że po mnie przyj... - Reszta słów była tylko pomrukiem w dłoń Uchihy, zatykającej jej usta.

- Zamknij się! - wysyczał, poprawiając się nieco, gdyż kolano dziewczyny nieprzyjemnie wbijało mu się w bok, jej mała pierś ocierała się o jego policzek, a noga Nary nie była wygodnym oparciem dla głowy. - Pomóż mi wstać... - mruknął, wyciągając rękę w stronę szatyna, a że w tej ciemności nie widział nic, nie mógł złapać jego dłoni. Szczególnie, że stał do niego tyłem, z jedną nogą pod dziwnym kątem.

- Kto tam? - Z korytarza dobiegł ich mocny, pytający głos. - Kto tam jest? - Powtórzył, a kroki, nieco przygłuszone przez dywan, i tak dało się słyszeć, gdyż mężczyzna wcale nie starał się ukryć faktu, że nadchodzi.

Sasuke zaklął pod nosem. Znaleźli się w naprawdę nieciekawej sytuacji. Lada moment ich kryjówka może zostać odkryta, zleci się więcej ludzi i będzie po nich. Mimowolnie sprawdził zapięcie broni, by w każdej chwili móc ją wysunąć z kabury, a stwierdzając, że gładko wysuwa się ze skórzanej oprawy, odetchnął cicho. Nie miał zamiaru poddać się bez walki.

- Mhmhm? - Sakura próbowała coś powiedzieć, jednak wciąż spoczywająca na jej ustach ręka bruneta uniemożliwiała wyartykułowanie choćby słowa. Mężczyzna również nie zamierzał jej zabrać, by nie zakłócała ciszy. Dopiero gdy przygryzła wnętrze jego dłoni, syknął, cofając ją. - No! Myślałam, że się uduszę!

- Byłby przynajmniej jeden kłopot z głowy! - wysyczał zajadle, nie mogąc się powstrzymać. Nienawidził jej. Po prostu jej nienawidził i nie potrafił nawet w tak niebezpiecznej sytuacji wyzbyć się tego uczucia, odrzucić na moment osobiste uprzedzenia dla powodzenia misji. Shikamaru mierzył go karcącym spojrzeniem, jednak nie mógł tego widzieć.

- Kto tam, do cholery, jest?! - Głos był coraz bliżej. Uchiha przejechał językiem po wyschniętych wargach, starając się coś wymyślić. Myśl, cholera, myśl...

- Sasuke? - Zaskoczona dziewczyna spięła się w sobie, dopiero teraz orientując się, że właśnie miłość życia praktycznie siedzi jej na kolanach, tak blisko niej, jak jeszcze nigdy dotąd. Uchiha jednak nie podzielał jej entuzjazmu, już mając odparować "tak się nazywam" i wiele więcej, ale świadomość niebezpieczeństwa znajdującego się zaledwie za ścianą, skutecznie zamknęła mu usta. Miał plan.

- Shuriken! - mruknął do Shikamaru wierząc, że zrozumie o co mu chodzi. W końcu działali ze sobą nie raz, a to było ustalone dawno hasło. Ostrza pójdą w ruch, trzeba usunąć się z pola ich lotu, wykluczając przeszkody.

- Kto tam jest? - Tuż za drzwiami rozległ się głos, a po chwili zostały otwarte na oścież. Światło na moment oślepiło ich całkowicie, dopiero Nara, orientując się, że stoi przed nim uzbrojony mężczyzna mierząc w niego pistoletem, zareagował. Nim tamten zdążył nacisnąć spust, Shikamaru wykręcił mu rękę.

- Sasuke!

Nic więcej nie trzeba było mówić. Brunet niczym kot zwinnie podniósł się do przysiadu, wysunął ostrza ze skórzanych rękawiczek i jednym, szybkim ruchem, nim członek "Korzenia" zdołał wydać z siebie choćby krzyk zaskoczenia, Sasuke zatopił metal w jego krtani, szarpnął w bok, by rozciąć tętnicę, a potem odsunął się, by zwiotczałe ciało mogło osunąć się bezwładnie na podłogę.

- Nie musiałeś go zabijać... - mruknął Nara, patrząc z góry na trupa i szybko powiększającą się plamę krwi. Martwe spojrzenie mężczyzny wyrażało zaskoczenie i strach. Skrzywił się, przenosząc wzrok na bruneta - jego twarz spryskana była krwią, wyraźnie kontrastującą z mleczną skórą.

Uchiha wzruszył ramionami.

- I tak łagodnie go potraktowałem. Koniec z poderżniętym gardłem był mu pisany. Nie cierpiał. - Ze składzika doleciał dźwięk jaki towarzyszy opróżnianemu żołądkowi.

Shikamaru pokręcił z dezaprobatą głową.

- Chciałeś pewnie rozpłatać mu brzuch w parodii seppuku, co? - rzucił obojętnie, rozglądając się wokół. Musiał przyznać, że obraz przedstawiający polanę o zmroku ze stadem jeleni mu się podobał. - Zbierajmy się stąd. Jeszcze zlecą się jego towarzysze, a wtedy może być jeszcze bardziej... - spojrzał na krew zdobiącą dywan i jasne ściany - artystycznie.

- Brałem to pod uwagę, ale sądzę, że wtedy Sakura utopiła by się we własnych rzygach.

Jak na potwierdzenie, odpowiedziała mu kolejna fanfara treści żołądkowych cieszących się z wolności. Nara westchnął, podchodząc do wciąż tkwiącej w składziku, dziewczyny.

Sasuke tymczasem wytarł ostrza o spodnie, pozostawiając na nich ciemniejsze pręgi. Nie tracił jednak czujności. Rozglądał się wokół, nasłuchując. Na szczęście cisza jaka zapanowała nie zapowiadała żadnego niebezpieczeństwa, ale miał złe przeczucia. Do tej pory słyszał odległy dźwięk wystrzałów dobiegający ze strzelnicy umiejscowionej w piwnicy. Zaprzestano strzelania. To był zły znak. Coś się szykowało.

- Bierz ją i spadamy! - warknął, a chwilę później do jego uszu doleciał wyraźny hałas pracujących silników i szczekanie psa. Nie myśląc wiele, ruszył w powrotną drogę korytarzem, czekając jednak na Shikamaru, który zarzuciwszy sobie dziewczynę na plecy, szedł za nim szybkim krokiem. Sakura, na szczęście uspokoiwszy swój żołądek, wpatrywała się błyszczącym, nieco nieobecnym wzrokiem w Sasuke. Jej skrępowane ręce zwisały bezwładnie z szyi szatyna.

Bez problemu dotarli na balkon. Teraz mogli wyraźnie usłyszeć męskie głosy zagłuszane, co chwilę przez ujadającego psa i pracujący wciąż samochód, który wjechał na podjazd. Silnik zgasł. Dwie osoby wysiadły z niego, co Sasuke stwierdził słysząc trzask pary drzwi. Shikamaru spuszczał się po linie w dół, uważając by dziewczyna nie zsunęła mu się z pleców, a gdy znalazł się na ziemi, Sasuke odczepił haczyk. Przełożył linę przez barierkę najbliżej ściany, opuścił tak, by oba końce znalazły się na dole i łapiąc obiema dłońmi za sznury, zaczął schodzić po ścianie. Nara w tym czasie znalazł się przy murze i podsadził Sakurę, każąc jej zeskoczyć po drugiej stronie. Gdyby nie wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo, dziewczyna nie odważyłaby się zeskoczyć i pewnie odstawiałaby sceny, ale teraz, nie mając wyboru, zsunęła z nóg kilkucentymetrowe szpilki i skoczyła. Upadła na trawę z głuchym pacnięciem i cichym jękiem.

Sasuke zwinął byle jak linę, podbiegł do Nary przekazując mu ją z cichym sykiem:

- Właź pierwszy. - Uformował z rąk prowizoryczny stopień, ale w momencie, w którym szatyn postawił na nim nogę, zapłonęły wszystkie lampy, oświetlając dość ładnie zagospodarowany ogród z altanką porośniętą bluszczem i kwitnącymi drzewami sakury. Sasuke zaklął szpetnie, podsadzając mężczyznę.

Obaj starali się zachować spokój. Panika była niepotrzebna, nic takiego się nie działo, nikt się nie zbliżał. To tylko światła. Trzeba być opanowanym przede wszystkim. Nieważne, że z przodu pies szczekał zajadle, że gdzieś tam spacerowali uzbrojeni strażnicy, że Sai powrócił do swej kryjówki. Musieli uciekać, nie wahać się ani chwili.

Shikamaru, jak wcześniej Sasuke, złapał się kolca wyciągając rękę w stronę bruneta. Niestety, w momencie w którym ich dłonie się dotknęły, rozległ się dźwięk odbezpieczanej broni, a chwilę później strzał.

Nara jęknął z bólu. Kula przetrąciła mu bark. Mało brakowało, a puściłby się kolca, lecąc w przód. Nie był w stanie pomóc Sasuke. Obaj zdawali sobie z tego sprawę. Nim rozległ się kolejny wystrzał, Uchiha krzyknął:

- Uciekaj!

Szatyn nie sprzeciwiał się. Zeskoczył na drugą stronę, trzymając się za krwawiący i rwący bólem bark, ciągnąc zdezorientowaną i przerażoną Sakurę w głąb obcej posesji, jak najdalej od siedziby "Korzenia". W duchu dziękował brunetowi za ratunek. Za poświęcenie - nieodłączne ryzyko każdej misji. Czekał na kolejny strzał mający za zadanie odebrać życie jego przyjacielowi. Mógł go tak nazwać.

Jednak żaden dźwięk nie zagłuszył już ciszy. Żaden wystrzał.

Czy to miało znaczyć, że Sasuke wciąż żyje? Nie wiedział. Ale iskierka nadziei jasno paliła się w jego sercu. Nie chciał tracić odzyskanego na nowo przyjaciela. Słyszał jak Sakura płacze, ale biegnąc, tracił siły inie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa.

Nadszedł świt zalewając niebo złotą łuną. Wstawał kolejny dzień, następna partia szachów do rozegrania.
Pionki przesunęły się po szachownicy.

***

Mało Naruto, wiem. Jeszcze mniej NaruSasu, też wiem. Ale jeszcze trochę, moi mili. Cierpliwości, szykuję wejście smoka: >

A teraz zabieram się za komentowanie Waszych blogów. Ostatnio po przeczytaniu zawsze o tym zapominam a potem się dziwię, czemu nie ma mojego komentarza. Sic! Moja pamięć rozleniwiła się przez wakacje, wciąż leży na plaży słuchając głośnych basów muzyki reggae.

>>>>>> BLESS YA! <<<<<<

32 komentarze:

Unknown pisze...

Ale się działo w tym rozdziale : )
Na początek muszę powiedzieć, że zespół Shikamaru i Sasuke jest świetny. Dwóch geniuszy, jednemu nic się nie chce, drugi wszystko ma w dupie (oprócz pewnych blondynów o błękitnych oczach : )) to nie może dobrze się skończyć. Ich dialogi są genialne, takie wzajemne, przyjacielskie dogryzanie sobie nawzajem : ). Rozwaliła mnie też wizja Naruto jako typowego przedstawiciela „ery plastików i barbie” Biedak by się załamał chyba, gdyby usłyszał :)
Jakoś łatwo znaleźli Haruno. (oni przetrzymywali ją … w SKŁADZIKU? : ), chociaż jej tam w sumie dużo do szczęścia nie trzeba) A tak w ogóle to jestem ciekawa czy jest jakiś konkretny powód, dla którego Uchiha tak bardzo jej nie lubi. W ogóle wspominałam już jaki Sasuke jest w tym opowiadaniu zajebisty? : ) Ja pierdole mieć takiego uke, Naruto będzie miał z nim ciekawy żywot. Najpierw prawie odrywa głowę facetowi, a później rzuca tekst „że mógł trafić gorzej”. Słodziak.
Sakura – tradycyjnie, „Sasuke-kun!” zamiast mózgu (+ obiekt westchnień traktuję ją jak szmatę) czyli tak jak wszyscy lubimy : )
O, cześć Itachi. Cholera, jakoś dużo tych złych się porobiło, aj :(
Och, no i Kiba i Naruto. Mam takie dziwne wrażenie, że ich (a przynajmniej Uzumakiego) wkrótce dorwą i Sasuke spotka swojego uhm, chłopaka szybciej niż się spodziewał : ) Ah, czuję w powietrzu kłótnię kochanków :))
No faktycznie jakoś mało NS i samego Naruto, ale za dobrze piszesz, żeby mieć o to pretensję i tak mi się bardzo dobrze czytało : )
Pozdrawiam :*

Anonimowy pisze...

umiesz wprowadzić nastrój
w napięciu przeczytałam całe opowiadanie do pewnego momentu "Jedyne, co słyszeli, to od czasu do czasu chrapanie, skrzypienie łóżka czy, choć rzadko, pierdnięcie." ten tekst mnie rozwalił ;>
W akapicie gdzie pisałaś o Itachim i Kisame , dreszcze przeszły mi po plecach... Starszy Uchiha mnie przeraża (i dobrze) ma zapalniczkę z wygrawerowany złotem napis "Sasuke".
Notka bardzo dobra (mogłabyś napisać ksiażkę)
Szkoda, że w następnym opowiadaniu Shika nie będzie homo czytalam już jedno shikasasu i bardzo mi się podobało. Wiem jednak ,że musisz sie kieować tym co będzie sie podobało większości czytelnikom.
Życzę weny

Daimon pisze...

Jezus Maria Sasuke tam został i teraz go dorwą, mało tego na 100% dorwali tych dwóch głupków i wszyscy się spotkają przed obliczem Orochimaru! AAA!!! No dobra, to jest najczarniejsza wersja. Czekam na Twoją ;)
Współpraca chłopaków świetna. Widać, że razem pracowali i dobrze im to wychodziło. Ale rozmowy podczas zadania rozwaliły mnie :D Naruto-barbie :D Padłam. Jak zawsze świetne dialogi.
Co do Sakury, na początku też mnie wkurzała w "Naruto" ale potem polubiłam jej drugie ja. Bawiła mnie "Inner Sakura", aż mi jej później brakowało, jak już dziewczę podrosło. No z tym różem to przegięcie, ale w końcu imię ma od kwiatów, więc nie mogły być np. rude. A zdecydowanie bardziej by pasowały do zielonych oczu.
A u Ciebie? Cóż, jak zwykle zapatrzona w Sasuke. Ależ musiała mu życie uprzykrzyć wcześniej, że ma taką awersję. I jeszcze jego Naruto traktuje ją, o zgrozo! jak siostrę. Przerażająca wizja ;) Biedny Uchiha.
Naruto. Nie było dużo, ale nie da się wszystkiego opisać w jednym rozdziale. Tak sobie myślę, że raczej ich dorwali. No bo po co byś zostawiała Uchihę po tej stronie płota ;) Gdyby Sasuke wiedział, że się wcześniej nie przesłyszał, miał by w dupie Haruno i leciał ratować swoje szczęście... żeby później ubić oczywiście ;)
No ale wyszło jak wyszło. Nara zdołał zwiać z Sakurą, Sasuke został i czekamy co z tego bigosu wyjdzie.
I jeszcze na koniec Itachi. Rasowy psychol z horrorów. Tak mi się skojarzył. Bardzo jestem ciekawa, cóż to wyjawi Kisame.
Tyle pytań znowu, pozostaje cierpliwie czekać.
Co do taty, to jest jawny wyzysk! Nie można tak pastwić się nad człowiekiem. Kto to widział, żeby tyle sprzątać? ;) Czasem cieszę się, że mam tylko 37m2. Mniej sprzątania, a na dwie osoby na razie wystarcza. No dobra, przydałby by się trzeci pokój i większa kuchnia ;) Ale co tam, jak to się mówi: ciasne ale własne :D
Pozostawiam Cię z wenem jak zawsze moja droga i pozdrawiam.
Aha i nie kłóć się ze mną, to jest cudo, nie znasz się ;)
Ściskam :*

Indra pisze...

Miałam skomentować już wczoraj, ale jak na złość popsuł mi się twardy dysk w laptopie. W sumie to moja wina, bo twarde dyski (zwłaszcza w laptopach) nie lubią, jak się w złości w nie walnie:(
Tak więc piszę z pracy.
Cieszy mnie, że zmieniasz tło, bo to katorga dla moich oczu, choć jeżeli chodzi o wielkość czcionki, moim zdaniem jest ok. Zawsze można wcisnąć ctrl +, jak ktoś chce sobie powiększyć. Co do Vanisha, nie wiem, jeszcze nie próbowałam na mojej nieszczęsnej bluzce, ale skoro tak reklamują, to może pomóc w końcu to wybielacz.
A teraz przechodząc już do rozdziału.
Racja, nie było to żadnego SasuNaru, ale przecież twój ff ma określoną fabułę, wiec jak dla mnie logiczne, że takie części będą mieć miejsce. W końcu, gdybyś te wydarzenia opisała pobieżnie, nie pasowało by to do poprzednich, bardzo szczegółowych rozdziałów.
Podobał mi się Shaikamaru i jego docinki odnośnie orientacji seksualnych Sasuke (o tak, Nara zdecydowanie nie jest gejem, dzięki, że nie zrobiłaś z niego homo). A jego, oczywiście w podtekście. porównanie Naruto do lalki Barbie (bo, jak rozumiem, to właśnie miał na myśli, twierdząc, ze Barbie ma z reguły blind włosy i niebieskie oczy i to trafia w gust Uchihy).
Ciekawe, dlaczego Sasuke tak nienawidzi Sakury? Takie uczucia jak nienawiść nie biorą się znikąd, więc mam nadzieję, że nie zrobisz tego podstawowego błędu wielu autorek nie lubiących Sakury, i Uchiha będzie miał konkretny powód tej nienawiści, a nie ot tak, dla zasady. Ten ff jest za dobry na taki zgrzyt fabularny (no przynajmniej ja tak uważam, choć wiem, że wiele czytelniczek chciałoby widzieć, jak Haruno zostaje zgnojona do granic możliwości).
Ok, więc dalej.
Sasuke i sentymenty? No, no:) Zaskakuje mnie. Choć to hałasowanie, kiedy mieli się włamać, było dla mnie kwintesencją głupoty i nieodpowiedzialności. To tak, jakby miał w nosie, czy jego i Narę złapią i zabiją. To naprawdę nieprofesjonalne zachowanie i ktoś tak wyszkolony ja Uchiha powinien zdawać sobie sprawę.
Ale jak widać powiedzenie "głupi ma szczęście" chyba tu się sprawdziło. przynajmniej do czasu. Weszli do budynku bez problemów i przypadkiem znaleźli Sakurę. Chwilę zgłupiałam przy określeniu:
"Niestety wyczulony słuch bruneta chwilę później spotkał się z wysokim piskiem obdzieranej ze skóry myszy." To na wydawała takie dźwięki jak rozumiem? No to nic dziwnego, że ich usłyszeli.
Kiedy Sasuke załatwił gościa z Korzenia i uciekli z budynku, pomyślałam, że naprawdę mają na tej misji więcej szczęścia niż rozumu. Jednak jak się okazało ,nie do końca (swoją drogą, strasznie podoba mi się ta twoja szczegółowość i logicznośc opisów, np to, że kiedy Shika z Sakurą opuścili się po linie, Sasuke odczepił ją zupełnie logicznie przełożył przez szczebelek na pół, żeby potem mógł ją zabrać.)Niby to tylko opis zwykłej czynności, ale naprawdę dodaje realizmu.
Nara i Sakura uciekną, ale co się stanie z Sasuke? Wolę nie gdybać tylko poczekać na twoje rozwiązanie.
Aha. no i została oczywiście kwestia Naruto i Kiby. Uzumaki inteligent, na sportowym motorze bez kasku, nie lubię takich zachowań, bo to zwykłe popisywanie się, co to nie ja (przynajmniej w realu). Kiba już traci siły, ale jak dwa samochody cały czas siedzą im na ogonie, kiedy są na zatłoczonej ulicy? Motocykl zmieści się między autami, samochód nie bardzo. Choć na upartego... Na drogach już nie takie cuda się działy:)
Dobra kończę, trzeba wracać do pracy. Czekam jak zawsze niecierpliwie na kolejny rozdział.
:)

Anonimowy pisze...

Notka jak zwykle wspaniała! Jestem jak zwykle pełen emocji wchodząc tu i pełen smutku końcąc i zdając sobię sprawę że to juz koniec kolejnego wspaniałego rozdziału twojej opowieśći:((Moje serduszko nie umie się długo gniewać na tak wspaniałą autorkę:)) Jestem ci również bardzo wdzięczny za tak ogromne poświęcenie w sprawie napisnia noci jesteś naprawde wspaniała!(Avatar)

Raiah pisze...

Osz! Lubię ten nagłówek :/
Chamstwo się szerzy, a najbardziej w sieci.
No i cieszę się, że dodałaś rozdział ;) Tylko zawsze mi mało ;p
Jeżeli potrzebujesz bety, to zgłaszam się na ochotnika. Też pisuję w notatniku, więc to dla mnie no problem. Podaje moje gg : 8222065
A jeżeli byś nie chciała bym ci betowała, to chociaż powiadamiaj mnie o notkach, dobrze?
*świeci oczami*

Anonimowy pisze...

Witaj. Chcę tylko przekazać, że Twój blog bardzo przypadł mi do gustu, dlatego też znajduje się on w linkach na bloguwww.atak-yaoistki.blog.onet.pl. Nie myśl sobie, że to spam, po prostu zdytnio nie dysponuje czasem i chwilami nie daję rady wszystkiego komentować, ale musisz wiedzieć, że skoro jesteś w linkach to zapewne od pewnego czasu czytam Twoje opowiadanie : )

Jeśli jednak interesuje Cię przedsięwzięcie na większą skalę to zajrzyj do menu. Kliknij na link "Najlepsze opowiadania yaoi" - masz szansę spotkać tam swojego bloga : )

Pozdrawiam i przepraszam za kłopot.
{www.atak-yaoistki.blog.onet.pl}

Anonimowy pisze...

nie ma rozdziału to tak jagby mnie wszystkie siły życiowe opuszczały błagam naładuj je na następne 2 tygodnie nowym rozdziałem bo nie wytrzymam i chyba nei wiem padne z wycięczeniauzalezniłem sie od tego bloga nie moge nic zrobić ani ajsno myślec bez rozdziały (a zaczeła się szkoła) błagam pomóż mi swoim następnm wspaniałym rozdziałem (Avatar)

Aki pisze...

Angie, kochanie Ty moje, jak Ty dobrze wiesz, że nie znoszę Naruto, ale udało mi się przez to przebrnąć. Zaciekawiłaś mnie opowiadaniem, bardzo. Udało Ci się dokonać coś, czego mnie nigdy się nie udaje. Zakończyć opowieść. To ważna umiejętność i chylę przed Tobą czoło.
Jak dobrze wiesz do stylu nie mam nic do zarzucenia. Uwielbiam go. Uwielbiam Twoje opisy, a i dialogi powoli sobie wyrabiasz. Głupotki gadałaś, że popsuł Ci się styl i późniejsze rozdziały są gorsze. Tak nie jest kochana, są lepsze, bo ciekawsze. Tam wreszcie coś się dzieje.
No i przechodzimy do zarzutów:
Przede wszystkim postać Sasuke - cholera jak ja nie znoszę tego dupka. Wkurza mnie jak nie wiem, a zwłaszcza to jak traktuje tu Naruto. Nie podoba mi się też, że nie pozbawiamy kanonu... w niemal każdym opowiadaniu Naruto jest idiotą. Tu również jest przezywany młotkiem. Może to głupie... ale fajnie by było, gdyby choć raz był inteligentniejszą bestią.
No i ostatni zarzut: za szybko. Ich relacja rozwijała się za szybko... co moim zdaniem jest trochę nierealne.
Poza tym opowieść mi się podobała. Bardzo, ze względu na Twój styl i to, że kocham wszystko co wychodzi spod Twojej ręki.

Aizawa pisze...

Bo ja Ci zapomniałem dodać Shikamaru i Sasuke jako duet i współpraca są świetni xD
A Sakura... nie lubię jej prawie tak samo jak Sasuke.

No i jak potrzebujesz bety, to wal do mnie. Mogę spróbować pomóc na tyle, na ile będę mógł :)

Daimon pisze...

"No i ostatni zarzut: za szybko. Ich relacja rozwijała się za szybko... co moim zdaniem jest trochę nierealne." No jeśli chodzi Ci Aki o relację między Naruto i Sasuke, to wcale nie tak szybko. Przecież Sasuke parę lat mieszkał u Naruto i po jego obecnych preferencjach widać, że od początku wpadł mu w oko. Tak samo Uzumakiemu spodobał się Sasuke, tyle, że ukrywał to pod płaszczykiem zazdrości o kontakty z ojcem i nienawiści z tego wynikającej. No ale wszystko wyszło, jak wiemy w czwartym rozdziale.
To tyle. Nie, nie będę pisać drugiego elaboratu w tym temacie ;D
Ściskam i czekam :*

Daimon pisze...

No i co tam na szachownicy? Gdzie pobiegł koń? A gdzie szlaja się królowa? No a król znowu poszedł na... pokojówki ;) Tylko my, pionki czekamy tu wiernie na rozegranie kolejnej partii.
Wena moja droga życzę :*
Ściskam
Daimon

Anonimowy pisze...

"Witam!
Czy chcesz by Twój blog został oceniony? Chcesz poznać szczerą opinie ze strony czytelnika? Co masz poprawić, a co zmienić? Zgłoś się do oceny na "niezapomniana-ocena"!
Serdecznie zapraszamy!"

Anonimowy pisze...

Co się stalo? Czy to juz koniec gry? Czy pionki juz nie ruszą z miejsca? Czy całe poświęcenie w wykonywaniu przez ciebie tych wymyślinonych przez sameo diabła czynności zwanych potocznie sprzątaniem pójdzie na marne? Czy to koniec tej wspaniałes potyczki? Czy poznamy zwycięzców? Nas czytelników gnębią te pytania wiec prosze błagam i zaklinam cię, udziel nam na nie odcpowiedzi
Pozdrawiam
"Avatar"

Anonimowy pisze...

naprawdę uwielbiam to opowiadanie i twój sposób pisania, a szczególnie opisy. Proszę, kontynuuj to opowiadanie

Anonimowy pisze...

kiedy w końcu opublikujesz nową notkę?Ile można czekać...

ancia pisze...

pięknie ci idzie pisanie tego opowiadania.. masz talent ;] cały dzień zajeło mi przeczytanie od pierwszego do ost. rozdziału ale opłacało się ^^ pięknie i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ..pozdrawiam i życzę inspiracji w tworzeniu ^^

Anonimowy pisze...

Tęęęsknie :( Z dwóch tygodni zrobiły się dwa miesiące :'( Naaapisz coś. Proooszę. No kocham Twoich chłopców. Pożera mnie ciekawość co tam na przykurzonej już szachownicy.
Ściskam i wena życzę :*
Daimon

Anonimowy pisze...

ja sie dołączam do poprzedniczki czekam z utęsknieniem na nowy epizod. Jak zaczełam czytać strasznie się całam, że zakonczyłaś blog - wtedy mnie uspoiłaś, że nie masz takiego zamiaru, miesiąc temu chyba pisałam do Ciebie, czy masz zamiar dalej kontynuwać prace - odpowiedziałaś, że tak ... Pisanie tego opowiadania naprawdę dobrze Ci szło, może 2 ost. nie są jakimiś mega rozdziałami, ale to nie znaczy, że wszystko jest do kitu - codziennie sprawdzam kilka blogów, niektóre wiem, że notki są dodawane rogularnie (2), na inne musze poczekać trochę dłużej, ale nie powiem bym specjalnie ich wyczekiwała - a ten blog i Twoje dzieło jest inne. Pisałaś w tak niewiarygodny sposób, że pragnie się więcej. Proszę odwiedź jeszcze w najbliższej przyszłości swój blog i stwierdź, że warto go kontynuować. Życzę weny i chęci.
Czekam dalej i pozdrawiam

Shasti

Anonimowy pisze...

To będzie spam za który przepraszam, ale reklama dźwignią handlu ;)
Zapraszam więc na forum RPG Yaoi i shounen-ai. Fajna atmosfera choć ekipa nie liczna. Czekamy na nowych! http://yaoiairpg.phorum.pl/

Anonimowy pisze...

Wybacz , że nie komentowałam wcześniej , ale dopiero dzisiaj znalazłam Twoje opowiadanie i muszę przyznać , że jest genialne , normalnie się w nim zakochała.
Masz talent do opowiadań.
I wcale nie przeszkadza mi to , że jak na razie jest tak mało SasuNaru może to i lepiej , że jak na razie moi ulubieńcy nie są pewni swoich uczuć , bo gdyby byli nie było by to tak interesujące.
Mam nadzieje , że Sasuke nic się nie stanie.
Od dzisiaj jestem Twoją fanką.
Mam wielką prośbę czy mogłabyś mnie informować o kolejnych notkach?
A o to mój nr gg 3993901

Pozdrawiam i życzę weny Sol

Anonimowy pisze...

Pojęczałam Siruwii i Alien, to jeszcze Tobie muszę ;) Byłam dzisiaj na koncercie Myslovitz i wydawało by się, że z Twoim tekstem nie ma nic wspólnego, bo u Siruwii, to kojarzą mi się teksty, u Alien po prostu gitary i szaleństwa na scenie, a jeśli chodzi o Ciebie, to droga powrotna z koncertu. Takie rakiety śmigały dookoła, że zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś nie urządził sobie wyścigu na trasie Gdańsk-Gdynia O.O Nie wiedziałam, w którą stronę patrzeć. I pomyślałam o Twoich chłopcach, za którymi tęęęsknie ;( Mam nadzieję, że jeszcze się odezwiesz w tym temacie. Wena moja kochana i czasu :*
Daimon

Daimon pisze...

AAAANJUUUUU! (zawodzi płaczliwie) No bój się boru, żeby na tak długi czas nas zostawiać :'( Nadal tęsknię i nie tylko ja. Wróóóć do nas :(
Daimon :*

Anonimowy pisze...

Miało być co dwa tygodnie, a tu już rok za nami...
maxiii

Kuroneko pisze...

Łaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!
*rzuca się na Nią sciska i nie puszcza* TAAAAAAKKK!!!! :*
~`Kuroneko

Daimon pisze...

O borze szumiący!!! *przeciera oczy* Dawno tu nie wchodziłam, bo ewentualna aktualizacja byłaby widoczna u mnie na blogu i nie wiedziałam, że powróciłaś do nas!!! AAA!!! *skacze po pokoju jak kretynka* Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Zresztą wiesz, bo jęczałam co jakiś czas ;) Wena moja kochana życzę, żeby Twój powrót był owocny :D
Ściskam mocno i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :***
Daimon

Daimon pisze...

*wchodzi i rozgląda się* Widzę nowe logo, znaczy coś się dzieje. Teraz tylko trzeba czekać na nowy rozdział. Tak, tak ja tu czekam, sobie nie myśl ;D
Wena, czasu i wszystkiego dobrego w Nowym Roku :*
Daimon

Anonimowy pisze...

Witaj,
Opowiadanie jest bardzo interesujące, czyta się je niezwykle lekko i płynnie..Ciekawi mnie bardzo jak to się dalej potoczą losy Naruo i Sasuke
Dość dawno nic nowego tutaj nie wstawiłeś mam nadzieję, że blog nie został zapomniany i za niedługo nowy rozdział się pojawi...
Weny życzę i czekam na nowe notatki.
Pozdrawiam serdecznie Basia

Floydowa pisze...

Chciałabym mieć więcej czasu, żeby się rozpisać na temat tego opowiadania, ale mam tylko chwilkę i nie mogę się powstrzymać, żeby tak na szybko nie dodać, że zainteresowała mnie ta historia i na pewno będę ją dalej śledzić. Powodzenia w pisaniu. :)

Daimon pisze...

A wiesz, że nadal tu zaglądam z nadzieją? Mówią, że nadzieja umiera ostatnia, więc jestem. Dopóki nie napiszesz, że ostatecznie zrywasz z tą historią będę Cię nawiedzać. I obyś nie napisała tego strasznego zdania. Mam nadzieję, że wen kiedyś jeszcze wpadnie na Ciebie i odezwiesz się do nas.
Ściskam mocno :*
Daimon

Anonimowy pisze...

Wiedz że od czasu do czasu tu zaglądam i czekam na twój powrót. Bardzo spodobała mi się ta historia, mam nadzieję że kiedyś doczekam się zakończenia. Pozdrawiam i życzę powodzenia z pisaniem.
Alice.

Anonimowy pisze...

Witam,
autorko czy powrócisz jeszcze do tej historii? Bo była bardzo ciekawa historia....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia