sobota, 19 września 2009

Rozdział III

Zdaję sobie sprawę, że na rozdział długo było trzeba czekać - no cóż, nic na to nie poradzę. Szkoła zabiera mi czas, i również wenę. Nawet gdy chcę siąść i napisać coś, by się odstresować, nie umiem. Wciąż po głowie mi chodzą wszelkie wzory i obliczenia, z którymi zawsze miałam problem. Przedmioty ścisłe (gińcie w męczarniach!) nie są moją mocną stroną. Tylko w weekendy potrafię się relaksować i tworzyć. Dlatego rozdziały pojawiać się będą raz w miesiącu, a jak mi się uda, dwa razy. Są dość długie, więc trochę czasu mi to zajmuje. Mam nadzieję, że nie będziecie, hmm... bardzo niezadowoleni z tego faktu.
Co do rozdziału III... jest dziwny. Wyszedł nie tak, jak chciałam, ale również nie narzekam. Choć wiem, że stać mnie na lepszy. Zbyt zagmatwałam i nie mogłam znaleźć tej subtelnej granicy między opisami. No cóż, liczę na szczere opinie : )


Rozdział III
"Ranek nieraz przynosi radę, a noc często odmienia myśli."
- John Ronald Reuel Tolkien

***

Bezgwiezdna noc otuliła ziemię swym płaszczem, zsyłając ciemność. Niebo zalane atramentem wznosiło się nad głowami ludzi pogrążonych w głębokim śnie. Marzenia, spokój, bezpieczeństwo - złudne wizje nadchodzące wraz z końcem dnia; oderwanie się na moment od codzienności, przeniesienie do własnego świata, życie tak, jakby nie istniały żadne smutki. Złudzenia, pozwalające iść dalej.

Jednak Tokio rządziło się własnymi prawami, igrało sobie z nocy, świecąc jasno tysiącem barw. Na sen nie było miejsca. Wysokie wieżowce wyznaczały granicę, przez którą ciemność nie miała wstępu do miasta. Tu noc była dniem, czasem, w którym wszystkie problemy i smutki udawały się na spoczynek, a do akcji wkraczała radość i zabawa. Alkohol i wszelkie używki uderzały do ludzkiej świadomości, pozwalając zatracić się w złudzeniu euforii. Paradoksalny system, kierujący tymi, którzy nie wiedzą, co to znaczy być szczęśliwym. I są na tyle szaleni, by zbaczać z właściwej drogi.

Jedną z tokijskich ulic, z ogromną prędkością, mknął sportowy samochód. Świecące neony odbijały się w metalicznej czerni, a ryk pracującego silnika jak magnez przyciągał spojrzenia ludzi, spacerujących chodnikiem; przerywał na moment ich rytuał poszukiwania barów, bądź zakłócał alkoholowe zamroczenie.
A potem wszystko wracało do normy.

Blondwłosy chłopak obserwował tętniące życiem miasto, zachwycał się kompozycją świateł, które tworzyły smugi i sunęły za nim jak węże, chcąc wciągnąć go w wir zabawy. Ale on uciekał od tego, oddalał się. Był poza zasięgiem, jakby szyba stanowiła nieprzerywalny mur, ochronę przed złudną nadzieją lepszego jutra. W tej chwili Naruto chciał wrócić do "Konoha", bawić się razem z nimi. Zataczać błędne koło w drodze do szczęścia. Nie wiedział, że tak naprawdę pragnie czegoś innego, czegoś, co było na wyciągnięcie ręki, a on nie potrafił tego zauważyć, mimo namacalnej formy.

- Daleko jeszcze? - Spojrzał na mężczyznę, skupionego na jeździe. Patrzył, ale nie widział tego, co ważne. Czuł tylko potrzebę narkotycznego szaleństwa, zatracenia się. To było silniejsze od niego, przesłaniało myśli o ojcu każdej nocy. Nic się nie zmieniło...

- Już prawie - odparł Sasuke, zmieniając bieg. Przemknął niezauważenie przez skrzyżowanie, ignorując czerwone światła. Licznik prędkości wskazywał dwieście dwa kilometry na godzinę. Kilka miniętych patroli policyjnych, ku zdziwieniu blondyna, nie ruszyło za nimi w pościg. - Mają za wolne wozy - mruknął brunet, odpowiadając na nieme pytanie. Po chwili skręcił gwałtownie w prawo, wyrywając ciche sapnięcie z ust chłopaka; pasy dość boleśnie wbiły się w jego klatkę piersiową. Naruto zaklął szpetnie, ponownie zagłębiając się we własnych myślach. Uchiha obserwował go kątem oka, nie mogąc odegnać od siebie wątpliwości - czy mądrze postępuje, wprowadzając go w paszczę lwa? Minato nie był tu miłym gościem, więc nie zdziwiłby się, gdyby to na blondyna spadła odpowiedzialność za czyny ojca - w końcu, tu wszystko rządzi się własnymi prawami; oko za oko, ząb za ząb, aż do śmierci. Westchnął, skupiając się na drodze. Prowadzę niebezpieczną grę, a wszystkie gry mają finał, który zbliża się z każdą chwilą. Czas rozdać karty i czekać na swoją kolej.

***

Naruto nigdy jeszcze nie widział tak pięknego budynku; cały z weneckiego szkła, piął się w górę. Nie był wysoki, jednak zachwycał swą architekturą, tak delikatną, jakby najmniejszy powiew wiatru miał go zburzyć. Światła, rozsypane po całej jego powierzchni, przypominały gwiazdy iskrzące się na niebie. Na samym szczycie widniał wielki, czerwony napis "Oto" z nutką obok, rosnący w oczach, gdy się zbliżali.

Uchiha prowadził powoli; wjechał na praktycznie pusty parking, na którym stało kilka służbowych samochodów, przeciął go na ukos, nie zwracając uwagi na nakreślone linie, po czym skierował się na tyły budynku.

- Gdzie ty jedziesz? - spytał Naruto, patrząc zdezorientowany to na mężczyznę, to na drogę przed nimi. Zawsze miał inne wyobrażenie nielegalnych wyścigów; dużo samochodów, ludzi, dragów. Głośna muzyka. Tymczasem było cicho i pusto, co mu definitywnie nie pasowało. - Chyba pomyliłeś miejsce wyścigu. Skleroza?

- Siedź cicho - mruknął brunet, podjeżdżając pod czarną bramę widniejącą w szkle i zbył chłopaka machnięciem ręki; nie chciał wszczynać bezsensownej wymiany zdań, którą notabene, w innej sytuacji by podjął. Zamiast tego zgasił silnik, spoglądając na zegarek; za dziesięć dwudziesta czwarta. Uśmiechnął się lekko, zapalając papierosa; szaro-błękitny dym zawirował we wnętrzu samochodu, mieszając się z zapachem cynamonu i jego wody kolońskiej. Naruto wciągnął powietrze nosem, rozkoszując się odurzającą mieszanką. - Za nim znajdziemy się w środku, musisz coś wiedzieć. Nie jesteś tu mile widziany i każde twoje słowo, może być użyte przeciwko tobie. To zbiorowisko ludzi wyjętych spod prawa, samochody są całym ich życiem, i póki go nie stracą, mogą wszystko. Zawsze wywiną się śmierci, sami ją zsyłając. Nie możesz...

- Przestań mi prawić kazanie - fuknął, sięgając dłonią po leżącą na tapicerce paczkę fajek. Miał nieodpartą ochotę zapalić. Słowa Sasuke wzbudziły w nim irracjonalny lęk; wiedział, że ojciec uwielbiał nielegalne rzeczy i nie trudno było się domyślić, iż w takich wyścigach brał udział. Znalazł kilka razy groźby pod adresem Minato, jednak nigdy z nikim się tym nie podzielił - po prostu się bał. Teraz również odczuwał strach, i ukradkiem spojrzał we wsteczne lusterko, jakby chciał zawrócić. Odwrotu jednak nie było.

- Życie ci niemiłe - Zimna dłoń zacisnęła się na jego przegubie, a blondyn aż podskoczył; ręka została zatrzymana w połowie drogi po paczkę. - Pozwolił ci ktoś? - Nie odpowiedział. Uchiha westchnął. - Bierz i słuchaj. To naprawdę ważne.

Naruto skinął głową, zapalając papierosa. Coś było nie tak, miał złe przeczucia. Nie ufał mężczyźnie coraz bardziej. Od samego początku go podejrzewał, a strach ogarniający ciało, kazał mu na podjęcie jakiegoś działania. Póki co, postanowił czekać na dalszy ciąg wypowiedzi. Wtedy podejmie decyzję, co należy robić.

- Przed tym jak trafiłem do waszego domu, żyłem na ulicy, wśród ścigantów, dlatego dobrze ich znam i wiem, do czego są zdolni. Minato pojawił się między nimi tylko raz, jeden jedyny raz, a zdążył narazić się większości z nich. Był mistrzem toru, Złotym Błyskiem, więc jak się domyślasz, wygrał wyścig o wielką stawkę. Niby nic dziwnego, jednak nie spodobało się ścigantom, uznali to za oszustwo. Zapraszali go na kolejny wyścig, który miał być pułapką, jednak on się nie stawił. Posypały się groźby i na tym poprzestano, uciszyłem ich. - Przerwał na chwilę, spoglądając uważnie na chłopaka. Ryzykować czy poddać się? Dwie drogi ciągnące ze sobą komplikacje, a drogowskazów jak na złość, brak.

- Koniec? - spytał Naruto, wyrzucając niedopałek przez otwarte okno. Odpowiedzi jednak nie dostał, co utwierdziło go w pewnym fakcie. Nieufność względem mężczyzny coraz bardziej zaczęła mu otumaniać umysł, a to, co mówił, było podejrzane. Jednak nie potrafił nic zrobić. - Jeśli to wszystko, to niepotrzebnie się wysilałeś. Dobrze wiem o groźbach i tym, że miłym gościem tu nie jestem. I nie łudź się, że podziękuje ci za ostrzeżenie ojca i pomoc w tej sprawie.

- Wciąż zakładasz, że przyczyniłem się do zabójstwa? - W jego tonie zadźwięczały nutki żalu. Bolał go brak zaufania ze strony blondyna, choć robił wszystko, by je zdobyć. Westchnął, kręcąc z politowaniem głową. - Nie potrafisz czytać pomiędzy wierszami i wyciągać właściwych wniosków. Jesteś idiotą, młotku.

- Słucham?! - Chłopak spojrzał ostro na mężczyznę. Dziwny dreszcz przebiegł po jego ciele, gdy usłyszał przezwisko nadane mu przez Uchihę. Złość i dziwne uczucie, jakby pożądanie, szalało w jego ciele. Tylko pasy powstrzymywały go, by nie rzucić się na tego drania. - Owszem, wciąż uważam, że jesteś podejrzany, a to, co robisz, to tylko gra aktorska. Miałeś motyw, nie wmówisz mi, że nie mam racji.

- Gra aktorska? Motyw? Co ty bredzisz? - Zaskoczenie, z odrobiną ironii, wymalowało się na, spokojnej dotąd, twarzy bruneta. W Naruto coś pękło; złość przejęła nad nim kontrolę.

- Nie udawaj, że nie wiesz! Zabiłeś go, by zdobyć majątek, na rękę ci było, że uciekłem i zostałem uznany za zaginionego. Wiedziałeś również, że kiedyś wrócę i będę chciał się zemścić, dlatego robiłeś wszystko, bym ci zaufał i przestał cię podejrzewać. Prawie ci się udało. Otworzyłem się przed tobą, nawet polubiłem! Ale ja cię przejrzałem, Uchiha. Już wiem, że to ty, nie oszukasz mnie więcej! - Lufa odbezpieczonego pistoletu dotknęła skroni mężczyzny; drgnął nieznacznie, szukając dłonią swej broni. Wiedział, że tym razem to nie żarty. Starał się zachować spokój, choć strach muskał jego kamienną maskę.

- Zabij mnie, a przekonasz się, że nie miałeś racji. Ujawniłeś się, wyszedłeś z cienia, a celownik został w ciebie wymierzony. To polowanie, Naruto, a ty jesteś drugą ofiarą myśliwego, ja pierwszą, więc wyświadczysz mu przysługę, eliminując mnie. Uważaj tylko, by nie było za późno, "Akatsuki" jest tuż przed tobą. - Coś w jego tonie sprawiło, że zawahał się. Brzmiał tak szczerze, jakby słowa płynęły z serca; ostrzegał go przed czymś, co już dawno błąkało się w podświadomości blondyna. Spojrzał na Uchihę, na jego oczy. To, co zobaczył, zaskoczyło go. Smutek, troska i żal. I rezygnacja. Jakby pogodził się ze śmiercią, by udowodnić swoją rację.

- Akatsuki...? - szepnął pod nosem. Znał skądś tą nazwę, jednak nie mógł sobie przypomnieć, skąd. - Czym się zajmuje? - Szturchnął bronią skroń kierowcy, zmuszając go do odpowiedzi.

- Kancelaria prawnicza stworzona przez najlepszych ścigantów z całej Japonii. To właśnie im podpadł twój ojciec, a jako prawnicy, mieli wgląd w śledztwo dotyczące zabójstwa Minato. Umorzyli sprawę, którą złożyłem do sądu, ogłaszając ją zwykłym wypadkiem.

- Rozumiem. Ale czego chcą od ciebie? - Z każdym słowem coraz bardziej wierzył Sasuke i nie mógł odgonić od siebie wrażenia, że naprawdę był idiotą. Kierował się wyciąganymi pospiesznie wnioskami, błądził po omacku, twardo trwając we własnych przekonaniach, gdy prawda okazywała się zupełnie inna. Opuścił broń, jednak mając ją wciąż w pogotowiu. Zauważył, jak brunet odetchnął cicho, rozluźniając się. - Wytłumacz. - Skinął głową.

- Kiedyś klan Uchiha był wysoko postawioną organizacją prawniczą i zarządzał całą policją w Tokio. Niestety, pewna sprawa, która miała miejsce, zniszczyła to wszystko, co przez lata udało się stworzyć. Mój klan został nazwany mianem "przegrańców", a wszyscy jego członkowie, zabici. Przeżyły tylko dwie osoby. - Odetchnął głęboko, zaciskając pięści. Nienawidził tego wspomnienia, było tak raniące, że nie potrafił zachować swej zawsze obojętnej postawy; policzył do dziesięciu, starając się uspokoić. - Jedną z tych osób byłem ja, miałem szczęście, że znajdowałem się wtedy w szkole. Gdy wróciłem do własnej dzielnicy, wszyscy już nie żyli. Nad ciałami rodziców stał mój starszy brat. To on ich zabił, sam mi to powiedział. Gdyby nie zjawiła się wtedy policja, pewnie i ja bym zginął. Oboje uciekliśmy w inne strony; on poprzysiągł, że kiedyś mnie zabije, a ja, że kiedy nastanie ten czas, on zginie.

- Dalej nie rozumiem. Co to ma wspólnego z Akatsuki? I co to za sprawa? - Naruto zaczął gubić się w tym wszystkim. Wszelkie informacje, które nagle zaprzątały mu myśli, mieszały się ze sobą, i co najdziwniejsze, tworzyły swoistą całość. A zdenerwowanie poznaną prawdą tylko rosło. Strach zaczął mu dokuczać; rozglądnął się czujnie dookoła, jakby szukając potencjalnego mordercy. Uspokoił się patrząc na mężczyznę, który w tej chwili był jakby jego tarczą. Uśmiechnął się lekko na tą myśl. Wciąż pamiętał smak kawy. - No, słucham?

- Już to mówiłem, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie udzielę ci odpowiedzi na ostatnie pytanie, nie warto, i tak nic nie wniesie. - Sasuke zerknął na zegarek, krzywiąc się mimowolnie. Cztery po północy. - Jesteśmy spóźnieni, więc powiem wprost, choć chciałem tą wiadomość zachować na później, gdy stwierdzę, że jesteś gotowy. Niestety, nie dasz mi takiej szansy. - Zrobił krótką przerwę. Blondyn czekał cierpliwie. - Jeden z członków Akatsuki, mój starszy brat, zabił również twojego ojca. - Ostatnia informacja sprawiła, że chłopak zachłysnął się powietrzem, i gdyby nie interwencja Uchihy, prawdopodobnie zszedłby z tego świata. A z tym nigdy by się nie pogodził, szczególnie, że miał za sobą pierwszy krok do swego celu - poznał, kto był mordercą. Tym prawdziwym, a nie podsuwanym przez jego intuicję, która okazała się zawodna. Czuł, że Sasuke mówi prawdę; w tamtej chwili odsłonił swoje prawdziwe uczucia, a smutek w jego oczach był prawdziwy. Nie mógł być zabójcą, a przynajmniej blondyn starał się przekonać o tym samego siebie. Zaufać. On nie jest moim wrogiem. Gdyby nim był, już dawno miałby okazję mnie zabić. Chyba naprawdę jestem idiotą. Jestem, prawda?

- Nie czas teraz na rozmowy, więc nie zadawaj pytań. Na tą chwilę zapomnij o tym, co miało miejsce. Oboje igramy ze śmiercią, więc dobrze by było połączyć swoje siły, zważywszy, że mamy wspólnego wroga. Uparłeś się, by ze mną jechać, dlatego słuchaj uważnie. Jakby cię ktoś pytał, jesteś uczniem technikum motoryzacyjnego, wymyśl sobie jakieś imię. Przed moimi kolegami z drużyny udawać nie musisz, jednak prawdziwego nazwiska nie wymawiaj głośno, lub w ogóle nie podawaj. Tak dla bezpieczeństwa. Dla innych jesteś moim kochankiem. Rozumiesz?

- Kochankiem?! - Naruto spojrzał na niego oburzony, nie mogąc jednak ukryć zdradzieckich rumieńców. Naprawdę ta opcja była kusząca, ale trudno mu było się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Wolał stwarzać pozory. - Ty chyba żartujesz!

- Nie - rzucił, odpalając samochód. - Wczoraj rano potrafiłeś zachowywać się jak na kochanka przystało, choć nie musiałeś.

- Mieliśmy o tym nie mówić! - krzyknął, a jego rumieńce przybrały intensywniejszej barwy. Odwrócił wzrok w stronę szyby, starając się pozbyć cholernej czerwieni z twarzy, jednak jak na złość, nie potrafił. - Wtedy mnie poniosło, ja wcale nie jestem gejem! To była niepoczytalność z mojej strony! A tak w ogóle, to mi...

- ...się strasznie podobasz, prawda? - Ciepły oddech musnął jego szyję i kark, a intensywny zapach mężczyzny na krótką chwilę sprawił, że wszystkie myśli uleciały mu z głowy.

- Prawda... - mruknął, jednak szybko się zreflektował. - Nie, cholera, nie! Nie podobasz mi się, nie podniecają mnie faceci! - Sasuke zaśmiał się cicho, przejeżdżając językiem po opalonej skórze; przygryzł delikatnie płatek ucha.

- Przeczysz sam sobie - Odsunął się trochę od chłopaka, spoglądając wymownie na jego spodnie. Widniała tam mała wypukłość, którą blondyn od razu zasłonił rękami. Zaklął szpetnie, piorunując bruneta morderczym spojrzeniem; czarne tęczówki błyszczały pogodnie, nie przejmując się niemą groźbą.

- Przejrzałeś mnie, Uchiha - warknął, odwracając zażenowany głowę. - Zgadzam się, więc jedźmy już, do cholery! Podobno ci się spieszyło. I od tej chwili jestem Uzumaki* Naruto, uczeń technikum o profilu motoryzacyjnym, twój kochanek.

- W takim razie, witaj w moim świecie, partnerze. - Wyciągnął ze schowka czarny pilot, kierując go na przednią szybę i nacisnął zielony przycisk. Czarna brama rozsunęła się w bok, odsłaniając tunel prowadzący w dół. - Dobrze jest mieć cię po swojej stronie, młotku.

***

Wjechali w krótki korytarz, na którego końcu widniał wielki, podziemny parking. Głośna muzyka już od samego początku wskazywała im drogę, a teraz wręcz rozsadzała uszy. Miało się wrażenie, jakby grała w ciele, porywała do tańca. Niewielkie oświetlenie rzucało chybotliwe światło na stojące samochody, igrając na ich różnobarwnych karoseriach. Naruto jeszcze nigdy nie widział tylu wspaniałych maszyn w jednym miejscu i tańczących między nimi dziewczyn. Ponętne ciała wiginały się w rytm lecących utworów; skąpe ubrania odsłaniały skórę, błyszczącą potem.

Muzyka ogarniała wszystko, zapraszała do tańca, ruchu. Wciągała w wir szaleństwa. A to był dopiero przedsmak tego, prawdziwa zabawa jeszcze się nie rozpoczęła. Drzemiąca w silnikach moc, póki co uśpiona, miała za chwilę wyrwać się na wolność, podnosić adrenalinę kierowców i tych, którzy uwielbiają oglądać wyścigi. Lada moment bestie zbudzą się ze snu, zaryczą i ruszą w bój o nagrodę.

***

Kiedy wyjechali z ciemnego korytarza, a światła zagrały na metalicznej czerni, wszystkie spojrzenia, pełne zaciekawienia, jak na komendę, skierowały się w tą stronę. Sasuke był znany wśród ścigantów, uczciwie zdobył szacunek, więc gdy tylko rozpoznano jego samochód, od razu szalejący tłum rozstąpił się na boki, robiąc miejsce do przejazdu. Dziewczyny uśmiechały się zalotnie, zaprzyjaźnieni ścigańci pozdrawiali go skinieniem głowy, a nieliczni obrzucali nienawistnym spojrzeniem.

Naruto przytłoczony tym wszystkim, siedział cicho.

***

- Spóźniłeś się! - Wysoki, szczupły mężczyzna przedzierał się przez tłum witający Uchihę. Według blondyna, wyglądał dość komicznie; białe włosy do ramion, z błękitnym połyskiem, do tego fioletowe soczewki i zęby nienaturalnie spiczaste. Ma coś z ryby, jestem tego pewien!, parsknął w myślach śmiechem. - Co się stało? Po raz pierwszy się spóźniłeś, nie wierzę! - Starał się przekrzyczeć muzykę.

- Coś mnie zatrzymało - odparł głośno brunet, rozglądając się po wszystkich. W oddali dostrzegł czarne samochody z namalowanymi na ich powierzchni, czerwonymi chmurami. Zmarszczył brwi.

- Nie coś, a ktoś! - Suigetsu z głupim uśmiechem zbliżył się do Naruto, obszedł go dookoła i zagwizdał. - Uczniak?! Ładny jest! Ile ma lat?! Czy... dobra, dobra, nie patrz tak na mnie! Już się zamykam!

Sasuke stanął obok spiętego Uzumaki'ego, który rozglądał się czujnie dookoła. Jak na dłoni widać było, iż czuje się tu niekomfortowo, pod tyloma spojrzeniami i wśród obcych, podejrzanych osób. Brunet objął go ramieniem, szeptając mu do ucha: - Rozluźnij się, nic ci nie grozi.

- Jeszcze przed chwilą mówiłeś, że tu czeka śmierć! - syknął, przysuwając się bliżej ciała ściganta. Jego zapach go uspokajał.

- Ale póki co, jesteś bezpieczny. Nie widzę nigdzie Itachi'ego, dlatego uspokój się i zachowuj naturalnie. Przyciągasz uwagę. Pachniesz strachem, oni to czują. - Miał rację. Osoby stojące najbliżej wskazywały na niego palcem, rozmawiając między sobą. Ich spojrzenia mówiły same za siebie - ten blondyn tu nie pasował. A takich trzeba likwidować. - Wszyscy są?! - zapytał, kierując to pytanie do Suigetsu, który podrywał dziewczyny, popisując się swoimi mięśniami.

- Tak, czekaliśmy tylko na ciebie! Masz szczęście, Orochimaru jeszcze nie ma, wyścig się nieco opóźni! - odkrzyknął białowłosy, wciąż zajmując się flirtem. - Idę po coś do picia! - poinformował, ruszając w stronę prowizorycznego baru, a za nim rozchichotane dziewczyny; trzeba dodać, że nieletnie.

- Gdzie Karin i Juugo?!

- Zaraz powinni się zjawić, okularnica sprawdza nasze samochody! - Machnął ręką na odchodnym i zniknął wśród tłumu. Uchiha westchnął, opierając się o maskę swego wozu. Nie pozostało mu nic innego, jak czekać na towarzyszy. Chłopak uczynił to samo, uważnie obserwując wszystko dookoła.
A muzyka grała głośno.

***

- Sasuke! - zawołała czerwono-włosa kobieta, pojawiając się nie wiadomo skąd, i zwyczajowo wieszając na szyi bruneta. Ten tylko prychnął, odsuwając ją od siebie i skinieniem głowy, powitał stojącego za nią, Juugo. - Dobrze cię widzieć! Zabiję Suigetsu, obiecuję! Próbował wmówić mi, że coś ci się stało i się nie zjawisz, kretyn jeden! Dlaczego jest z nami w drużynie?! Powinieneś się go pozbyć!...

- Zamknij się, Karin - rzekł oschle, odsuwając się od niej na bezpieczną odległość. Jej obecność cholernie go irytowała, i gdyby nie fakt, że była świetnym mechanikiem, pewnie już dawno skreśliłby ją z listy znajomych i trzymał jak najdalej. Nienawidził kobiet, śliniących się i piszczących, jaki to on jest wspaniały. Zbyt często miał z takimi do czynienia. - Jak wasze wozy?

- W jak najlepszym porządku - odpowiedział Juugo, podchodząc bliżej, by nie musieć przekrzykiwać głośnej muzyki. - Witaj, młody - zwrócił się do Naruto, który zaskoczony tym faktem, zmieszał się lekko, i rzucił krótkie "cześć".

- A, właśnie! Kto to jest, Sasuke?! - Karin dopiero teraz dostrzegła, iż Uchiha nie był sam, jak wcześniej myślała. Zlustrowała blondyna uważnym spojrzeniem zza okularów. Pod jej wzrokiem, chłopak speszył się, nerwowo drapiąc w tył głowy. Po chwili jednak odzyskał rezon, wyciągając w jej stronę rękę.

- Uzumaki Naruto, miło mi poznać - uśmiechnął się sztucznie, mając nadzieję, że wyszło naturalnie i pewnie. Skoro to znajomi Sasuke, nie trzeba się niczego bać, pomyślał, odganiając od siebie irracjonalny lęk. Kobieta skinęła głową, ściskając jego dłoń i odwzajemniając uśmiech. Zatrzepotała zalotnie rzęsami.

- Mów mi Karin! A to Juugo! - Przedstawiła dobrze zbudowanego mężczyznę, który przyglądał mu się cały czas. W jego oczach było coś, co sprawiało, że budził sympatię. - Od jak dawna się znacie?!

- Długo - odparł Uchiha, przygarniając do siebie blondyna. Znał kobietę, i wiedział, czego może się po niej spodziewać. Jej zalotne spojrzenie i uśmiech, który zaserwowała Naruto, mówił jasno, o czym myśli. Już dawno zrezygnowała z prób poderwania czarnowłosego kierowcy, gdy dał jej jasno do zrozumienia, że nie ma szans. Mimo, iż był biseksualny, interesował się osobami o szczególnej urodzie; blond włosy i niebieskie oczy. Karin niegdyś przefarbowała się na ten kolor i nawet kupiła soczewki, jednak na wiele się to nie zdało. W odwecie, niszczyła wszelkie jego związki. Sasuke wiedział o tym doskonale. - Więcej wiedzieć nie musisz. Trzymaj się od niego z daleka, jest mój.

- Oh! Ja wcale nie chciałam ci go odbierać... naprawdę! - zaszczebiotała, starając się ukryć zmieszanie odkrytymi myślami. Odpowiedziało jej prychnięcie. - Może sprawdzę twój samochód, co? Lepiej mieć pewność, że nic się nie stanie! - Zmieniła temat.

- Nie trzeba, wszystko jest w najlepszym porządku - odpowiedział chłopak, który miał dość ignorowania swojej osoby. Rozmawiano o nim tak, jakby wcale go tu nie było, traktowano jak przedmiot. A tego nie znosił.

- W przeglądzie towarzyszył mi jeden z najlepszych, przyszłych mechaników - poparł go Uchiha, przytulając się do jego pleców. Dopiero teraz zauważył, iż był trochę od niego niższy, jednak nie przejął się tym faktem. Bo i, po co?

- Kto? - Zaciekawiła się, czując również zazdrość. To ona powinna zajmować się dbaniem o jego wóz, a nie ktoś inny! - Czyżbyś wydał sporo kasy, choć mogłeś poprosić mnie? - spytała zajadle, mnąc w palcach skrawek swojej, fioletowej bluzki.

- Ja mu pomagałem - odpowiedział Naruto, kładąc dłonie na dłoniach Sasuke, które obejmowały go w pasie. Był spięty, i mimo wszystko, ten dotyk wcale mu nie pomagał, a wręcz przeciwnie. Zdawał sobie sprawę, że to tylko gra, i gdy się skończy, zostanie niemiłe uczucie pustki. Sam nie wiedział, czy nienawidzi mężczyzny, czy może wręcz przeciwnie. Pragnął go, ale zarazem chciał być jak najdalej. Nie ufał mu, ale czuł się przy nim bezpiecznie.
Paradoks?
To zabawne.

Karin przyglądała się chłopakowi z niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć, że taki gówniarz doświadczył zaszczytu dotykania 'świętego' samochodu Sasuke, co zawsze było jej zajęciem. W pierwszej chwili czuła do niebieskookiego sympatię, jednak teraz zmieniła zdanie. Nikt nie miał prawa zabierać jej obowiązków, które kochała. Zemści się. O tak, była wredną suką, jak często mówił o niej Suigetsu.

Nagle muzyka ucichła; światła pogasły, oświetlając tylko podest, na który weszli dwaj mężczyźni, ubrani w drogie garnitury. W jednej chwili tłum zamilkł, a cała uwaga skupiła się na osobach stojących na podwyższeniu.

- Witam na wielkim, co tygodniowym wyścigu! - Głos zabrał młody, szarowłosy okularnik. - Dziś jest wyjątkowy dzień! Jak wiecie, zebrały się tu najlepsze drużyny z całego Tokio, by pokazać, na co je stać! Przekonać się, kto jest najlepszy i zasługuje na sławę i szacunek, przybrany w bogactwo! Niech silniki zagrają najpiękniejszą muzykę, niech przecinają spokój nocy!

Tłum wzniósł aplauz, po parkingu przetoczył się dźwięk pracujących silników, jednak po chwili ponownie zaległa cisza. Szarowłosy kontynuował.

- Zasady będą inne niż dotychczas, a stawki większe. Wiem, że już nie możecie się doczekać rozpoczęcia, więc powiem w skrócie to, co musicie wiedzieć. W wyścigu mogą brać udział trzy osoby z pięciu wytypowanych drużyn. W sumie odbędą się trzy wyścigi, w których wystartują przedstawiciele każdej z drużyn. Tym razem pojawia się utrudnienie, drogi nie zostaną zamknięte. Samochody i policja czają się na ulicach, stwarzając dodatkowe ryzyko, z którym musicie się zmierzyć. Trasa została już wyznaczona i na całej jej długości, umieszczono kamery. Za chwilę rozdamy plan i radzę się z nim dobrze zapoznać, wszelkie pomyłki równają się wyeliminowaniem zawodnika z dalszej gry. Punkty będą rozdawane każdej drużynie, w zależności od zajętego przez waszego przedstawiciela miejsca, po każdym wyścigu. Maksymalnie można zdobyć trzydzieści punktów. Która z drużyn zdobędzie ich najwięcej, wygrywa! Kwotą wejścia jest trzydzieści tysięcy jenów** od osoby, a główna wygrana to pół miliona***! Organizatorem tych zawodów jest prezes jednej z najlepszych i najbogatszych korporacji, znany i szanowany, mistrz Orochimaru!

Tłum ponownie wzniósł głośny aplauz, silniki zaryczały; kilka staników znalazło się w powietrzu, pochwyconych po chwili przez płeć męską. Naruto z zaciekawieniem przyglądał się mężczyźnie stojącemu na scenie. Długie, czarne włosy, oczy jak u węża i nienaturalnie blada cera; miał wrażenie, że już kiedyś go widział, i na pewno nie darzył sympatią.

***

* W moim opowiadaniu prawdziwe nazwisko Naruto to Namikaze. 'Uzumaki' przybrał po zmarłej podczas porodu matce i posługiwał się nim, gdy trafił na ulicę. Będzie o tym jeszcze mowa.

** to około tysiąca złotych. Nie wiem, jak przedstawiają się ceny w Japonii, dlatego kieruję się przelicznikiem walut. A że tysiące mnie 'przerażają', te sumy zbyt wielkie nie są. Mogłabym pójść na łatwiznę i wprowadzić do opowiadania polski złoty, jednak wolę japońskie jeny, dlatego musicie wybaczyć mi tą niezgodność. Przepraszam, nie jestem wszystkowiedząca: )

*** to około piętnaście tysięcy złotych.

Zaległości na Waszych blogach nadrobię jutro, tak jak i odwiedzę tych, do których jeszcze nie zaglądnęłam. Przepraszam za to.

9 komentarzy:

Kushinka pisze...

Hmm.. *Mruży oczy^^*
Podobało mi się^^.

Unknown pisze...

Coraz bardziej mi się to podoba <33 Słodkie jest to zachowanie Sasuke względem Naruto (bez względu na to czy to jest tylko gra czy nie.) Ogólnie kocham kiedy Sasuke nie ma roli tego dominującego :D taki powiew świeżosci :)

Czekam na nowego parta.

Shinuya pisze...

Dziękuje za powitanie! Szczerze się zdziwiłam, że ktoś zostawił komentarz. Zwłaszcza, że jeszcze nic nie napisałam. To miłe. Mam nadzieję, że kiedy już coś się u mnie pojawi, napiszesz co sądzisz i powytykasz błędy.

Jako, że już dawno chciałam skomentować twoje opowiadanie, ale nigdy jakoś się nie zmobilizowałam, teraz mam okazję. Czytając prolog miałam mieszane uczucia. Niby świetny styl pisania, ale prochy, gangi, angstowy Naruto to nie za bardzo moje klimaty. Ku mojemu zaskoczeniu pierwszy rozdział strasznie mi się spodobał, a dalej było tylko lepiej. Charaktery są przedstawione bardzo obrazowo. Szczególnie Sasuke ma świetną osobowość (a zwykle to jego najmniej lubię w opowiadaniach). Jego wypowiedzi podczas rozmowy z Kakashim czy podczas konfrontacji z Naruto, nastawienie do wkurzania ludzi, kompletna ignorancja i ogólnie uszczypliwość są zabawne. Poza tym wszystkie dialogi są ciekawe i zajmujące. Czytam dalej i kolejną rzeczą jaka przykuła moją uwagę są opisy, które są po prostu przepięknie rozbudowane. Są fajnie wkomponowane w opowiadanie i nie nudzą czytelnika. Naprawdę chciałabym, żeby mi również takie wychodziły. Za to cie podziwiam po prostu. Wszystko tworzy jedną, zgrabną całość. Jest przemyślane i podoba mi się. A dzisiaj wchodząc na twojego bloga, odpisać ci i przy okazji przeczytać kolejną część opowiadania, poczułam się pozytywnie zaskoczona, bo zorientowałam się, że to NaruSasu, a nie odwrotnie. Nie wyczułam tego. Czytałam może ze trzy fanfiki z taką konfiguracją i nie ukrywam, że przyjemnie będzie zobaczyć jak to rozwiniesz. Poza tym, nie wyraziłam jeszcze radości, że ostatnio powstało kilka fajnych blogów, w tym twój. Wszystkie są o niebo lepsze, iż te, które do tej pory były w sieci. Strasznie się z tego powodu cieszę Podsumowując bardzo mi się podoba! Pisz tak dalej, a będę zachwycona.

Pozdrawiam serdecznie!

PS. Przepraszam, że tak chaotycznie, ale cierpię na ciągły brak czasu i się spieszę.

Koko pisze...

Od dzisiaj oficjalnie ogłaszam, że cię nienawidzę.

Uwielbiam cię za to opowiadanie. Ubóstwiam po prostu. Kuurde no z każdym kolejnym rozdziałem jesteś coraz lepsza. I do cholery czytałam tylko jedno opowiadanie w życiu, w którym klimat dorównuje twojemu, nooo!

A teraz o części w której cię nienawidzę i nienawidzić będę pewnie przez cały czas.
Najpierw dodajesz coś takiego, a później piszesz, że notki ukazywać się będą raz w tygodniu?! trzeba mieć kurde no tupet!

To jest chyba jedyny blog, który wywołuje u mnie aż tyle emocji ^-^'
Wybacz.

Hmm no i co jeszcze. Powiem, że zawsze jak czytam od ciebie rozdziały to sie natycham. Znaczy ty mnie natychasz. I zawsze jak czytam od ciebie rozdziały to mam wrażenie, że kupuje jakiś no nie wiem miesiącznik. Jakieś avanti, czy glamur (innych gazet nie czytam, a do tych mam pewność, że są miesięcznikami ^-^') No i teraz powiem coś nie już tak fajnego. Jak czytam twoje opowiadanie wszystko jest fajnie ładnie, ale nie mogę się wdrążyć w całą historię. Klimat czuć i to doskonale, ale jednak brakuje tego ciągu. I skarbie ja cię naprawdę rozumiem doskonale co to znaczy szkoła i te sprawy, no ale może się jednak przełamiesz cooo? ^-^ Ja cię tak bardzo proszę. Chociaż żeby były te dwa rozdziały w miesiącu.

I co jeszcze? ^-^ Kurde no ja moge u ciebie komentować każde zdanie. Ale powiem tak. Fajnie, że takie długie. Ciekawi mnie ile stron. Bo czytałam i czytałam :) Na początku trochę nudno było, ale później się już rozkręciło tak, że nie mogłam się oderwać. Rozmowa o Akatsuki niby fajna, a niby nie. Trochę za bardzo skomplikowana, ale później no już nie mam nic do zarzucenia. Jak wjechali na to eee... no tam gdzie były te samochody no cud malinka. I jak Sasuke zachowywał się w stosunku do Naruto. Niezdecydowany Naruto i Karin, którą wyjątkowo polubiłam. Ohhh powinna być zazdrosna o Uzumakiego *.* dziwne było trochę jak napisałaś że Sasuke był nieco niższy od Naruto. Ja mimowolnie wyobraziłam sobie, że próbuje doskoczyć do ramienia, żeby widzieć cokolwiek co dzieje się przed nim.

I jeszcze jedno kurde nooo. Mam nadzieję, że gra z tą fabułą szybko się ukarze :D Jaką ja mam cholerną ochotę zagrać w to co napisałaś. Um... dziwnie to brzmi, ale przyjmijmy ;)

Ok za bardzo się ekscytuję. Kończę i wyczekuję newsu. BARDZO wyczekuję.
No.

Pozdrawiam gorąco!

Indra pisze...

O kurczę, no. Tak wiem inteligentne:P Ale do rzeczy. Czytelniczką uwielbiającą twojego fika już się ogłaszałam, i słusznie, bo po raz kolejny nie mogę wyjść z podziwu. Wprawiłaś mnie w autentyczny zachwyt tym rozdziałem, stwarzasz niesamowity klimat. Jestem pod bardzo dużym wrażeniem. Po pierwsze opisy - takie realistyczne, dokładne, wręcz "namacalne". Czytając, widzę każdy szczegół. Po drugie i chyba najważniejsze - relacje Sasuke z Naruto. Sytuację w samochodzie czytałam dwa razy, nie dlatego, że czegoś nie zrozumiałam, ale dlatego, że tak mi się podobała. Można powiedzieć, że emocje podziałały na czytelnika, czyli mnie. NIesamowicie podobał mi się Naruto, taki niezdecydowany, powoli przekonujący się do Uchihy. A Sasuke to prowokator, ale taki mrau:) Jego dokończenie zdanie blondyna: mi... się strasznie podobasz, było kwintesencją wszystkiego. Uwielbiam to, jak tworzysz świat przedstawiony, jakbym miała to do czegoś porównać, to czuję się jak po obejrzeniu odcinka bardzo dobrego serialu. I cieszę się, że notka była tak długa.
Z wielką niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Jeżeli chodzi o ten mój potok pochwał, uważam że zasługujesz i trzeba należycie docenić ciebie ten blog. Jeszcze jestem pod wrażeniem.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Zanim skomentuje, chce o coś zapytac. Czytałam inne komentarze. Koko możesz powiedzieć nazwe tego drugiego opowiadania? Ja osobiście nie czytałam niczego majacego tak dobry klimat jak to tutaj, a chetnie przeczytam wszystko co dobre.

Bo to opowiadanie naprawdę jest świetne. Nie czytałam w życiu czegoś takiego naprawde. Sasuke jest wspaniały, to jak sie przytulał do Naruto i w ogole jego zachowanie. I jest wredny dla Karin ha ha. Chociaz z drugiej strony, Karin psuła jego związki. Mam nadzieje, że nie zaszkodzi temu, co powstaje miedzy chlopakami.
Ach, jestem szczesliwa ze czytam coś tak wspaniałego. Mam nadzieje, na rozwój akcji między Naruto i Sasuke.
Kim

Indra pisze...

W sumie dopiero teraz zwróciłam uwagę, że ta scena w samochodzie, tak jak u ciebie, tylko, że ten tutaj przeczytałam, jak mój już był opublikowany więc zbieg okoliczności.
A jeżeli chodzi o opis seksu w moim wykonaniu, to już takowy był, tyle że w fiku "Kłamstwo nie staje się prawdą...".
:)

xXVampireGirlXx pisze...

A ja nie czytałam jeszcze czegoś o tak wspaniałym klimacie.! Dla mnie wszystko jest tu genialne. Powoli dochodzę do wniosku dzieki tobie [i mojej koleżance xd], że takie rzeczy mnie kręcą. Powiem tak: umiesz dłużyzny robić XD Ale jast ciekawie. Baardzo ciekawie. Mogłoby być troszkę więcej tych gorących i ostrych scen.
Uwielbiam twój styl literacki. Piszesz mądrze. lol. Ja tak nie umiem, więc nie piszę.
No. Błagam cię o 2 epki na miesiąc.! PzDr ;*

Siruwia pisze...

No widzę, że Naruto w końcu zrozumiał, że Uchiha stoi po jego stronie, a przynajmniej, że brunet mu to w jakiś sposób, dość konkretny, przedstawił.
Dobrze, że zostałaś przy japońskiej walucie, tak jest bardziej realistycznie.
Nie potrafię sobie wyobrazić Kabuto w garniaku. Więc czekałam tylko aż pokaże się Orochimaru :) Jakoś tak mi doskonale pasuje do tego wyścigowego świata.
Na miejscu Uzumakiego też bym się wkurzyła tym pomijaniem jego osoby.
W końcu ma usta i potrafi mówić.
Fajnie zgasił Karin i nie daje sobie w kasze dmuchać. Dobrze, że nie pokazuje tego strachu.
Twój świat kojarzy mi się z filmem "Szybcy i wściekli: Tokyo drift"
Interesująca fabuła i prawdę mówiąc to nigdzie jeszcze nie natrafiłam na coś podobnego.
W ogóle jak to się stało, że dopiero teraz przeczytałam? Skandal mogę tylko rzec...ale obiecuję, że się poprawie wraz z pojawieniem się nowego rozdziału :)
Pozdrawiam & Cya...:*