sobota, 17 lipca 2010

Rozdział VII

Witam?
Po tak długiej nieobecności i braku jakiejkolwiek aktywności, zarówno na własnym blogu, jak i Waszych, czuję się cholernie nie na miejscu - jak syn marnotrawny z biblijnej przypowieści. To chyba najlepsze porównanie do zaistniałej sytuacji. I choć nie jestem osobą szczególnie wierzącą, musiałam się do niej odnieść.
No cóż, pewnie wiele osób zawiodłam, znikając tak po prostu, olewając wszystko i wszystkich. Prawda w oczy kole, a poczucie winy towarzyszy mi już od dłuższego czasu. Tak... ten rozdział gotowy był już w styczniu, kolejny miesiąc później. Mimo tego, nie potrafiłam się zebrać, by wrócić. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie mam też żadnych argumentów przemawiających na moją korzyść. Pozostaje mi jedynie nadzieja, że mi wybaczycie i dalej zechcecie czytać to, co piszę. Wydaję mi się, że ta przerwa dobrze mi zrobiła. Mam coraz więcej pomysłów i motywacji do ich zrealizowania.

W końcu, po tylu miesiącach, zebrałam się w sobie, więc wstawiam rozdział. Wciąż nic konkretnego się nie dzieje, zarówno w tej części, jak i następnej. To są, że tak rzeknę, luźniejsze rozdziały, jednak kluczowe dla całego opowiadania. Wiele wyjaśniają, mam nadzieję.

Co najważniejsze, z tego miejsca chcę wszystkich przeprosić: za zaprzestanie komentowania Waszych blogów i, nie wiem jak to nazwać, oczekiwania na pojawienie się czegoś nowego oraz wszelkie inne rzeczy, które wiązały się z moim "zniknięciem". Sama z własnego doświadczenia wiem, jakie to irytujące.

Chciałam szczególnie przeprosić Ciebie, Hibari. Za te zapewnienia na gadu, że szybko wrócę, a potem niewywiązanie się z tego. Niezmiernie mi przykro z tego powodu. Mam nadzieję, że jednak długo nie będziesz się na mnie gniewać. : )

Zdaję sobie również sprawę z ogromu zaległości, które mam na Waszych blogach. Są wakacje, więc szybko powinnam je nadrobić. Przez ten cały czas zerowej aktywności nie miałam kontaktu z moją ukochaną parą, Sasuke i Naruto, a teraz miłość do nich uderzyła we mnie z powrotem, dlatego przeczytanie Waszych opowiadań nie powinno zająć mi dużo czasu. Jak raz zacznę coś czytać, trudno mnie od tego oderwać.: D

To nie wszystko, co chciałam przekazać, ale w tej chwili nic więcej nie przychodzi mi do głowy. No cóż, pozostaje mi wierzyć, że wybaczycie mi i przyjmiecie z otwartymi ramionami z powrotem do świata blogów. Ah, jakby było wspaniale.

Jeszcze raz, przepraszam!



Rozdział VII
"Nigdy nie uwolnimy się od naszych słabości i błędów. Czasem jednak inni mogą nas uratować od nas samych."
- Jonathan Carroll

***
Pomieszczenie było niewielkie, jasno oświetlone i ciepłe. Drewniane, o lekkim zapachu drzewa i subtelnych perfum; ich kwiatowa woń drażniła bruneta. Nigdy nie przepadał za kwiatami, szczególnie tak słodko pachnącymi. Jestem w biurze, a nie na łące!, starał się pozbyć tego wrażenia, skupić na kobiecie, która lustrowała go wrogim, jednak zaciekawionym spojrzeniem. W jej brązowych oczach widoczna była tak dobrze mu znana, wyniosłość. Jakby wszystko miała na skinienie palca, choć dobrze wiedziała, że prawda jest zupełnie inna. Sasuke usiadł na białej kanapie ustawionej przed biurkiem. Shikamaru zajął miejsce po jego prawej stronie.

Zapadła cisza pełna oczekiwania.

- Witaj ponownie, Sasuke. Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek się tu pojawisz, podejmując tak fatalną w skutkach decyzję. - Kobieta odezwała się po dłuższej chwili patrząc na bruneta przenikliwym wzrokiem, śledząc każdy jego ruch; spokojne unoszenie się klatki piersiowej, drgnięcie twarzy, wykrzywienie ust. Szukała oznak strachu w jego oczach. Jej "dzikie" oblicze przerażało, fascynując zarazem - jednak nie jego. - Coraz bardziej wątpię, że byłeś jednym z nas. Ukrywasz wstyd, zamiast wyeliminować zupełnie. Wpychasz go do kieszeni i wierzysz, że to załatwi problem. Tak nie jest. Zdrada to piętno odbite na twoim czole. Widzą ją ci, których zawiodłeś.

- Nie znanie całej prawdy, jest wiarą w kłamstwo - odparł wytrzymując jej spojrzenie. Zmarszczyła brwi, podpierając podbródek na ręce. - Przyznaję, że zawiodłem. Ale to było warte poświęcenia.

- Poświęcenia? - spytała drwiąco. Nie drgnęła mu nawet powieka. - Poświęceniem uznajesz odejście do wroga, sprzymierzenie się z nim i działanie na niekorzyść dawnych przyjaciół, bez których nie mógłbyś powiedzieć "ja"?

- Czego oczekujesz? Mam upaść na kolana i błagać o wybaczenie? Odnoszę wrażenie, że masz mylne wyobrażenie mojej osoby, jeśli myślisz, że kiedykolwiek bym się przed kimś skłonił. - Poprawił się na fotelu, prawą ręką łapiąc za kark. - A może mam postąpić jak samuraj, popełnić seppuku, wymierzyć sobie karę śmierci by udowodnić, że żałuję i tym czynem wymazać swoją zdradę? - Zamilkł na moment, obserwując niewzruszoną twarz kobiety. Nie poruszyła się, gdy jego usta ułożyły się w ironicznym uśmiechu. - Za dużo wymagasz. Nie miałbym nawet kaishaku*, który pomógłby mi dokonać rytuału.

Shikamaru w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. W pierwszej chwili zaskoczyło go, dlaczego Sasuke wspomniał o samurajach, jednak szybko zreflektował się, że mówił mu kiedyś, iż jego rodzina pielęgnowała tradycję, a samuraje i ninja byli nieodłączną częścią klanu Uchiha.

- Doskonale wiem, że nie dbasz o tradycję i jedyne, co z niej wykorzystałeś, to naukę sztuk walki, szczególnie ninjutsu**. Ale to nie jest w tej chwili ważne. - Machnęła lekceważąco dłonią, przystawiając do karminowych ust, czarkę z sake. Nie traciła kontaktu wzrokowego z Uchihą. W jego oczach widziała drwiące błyski i tylko siłą woli powstrzymywała się, by pozostać spokojną. Nie chciała żadnych nieprzyjemnych incydentów. - Co planowałeś, zjawiając się tu? Musiałeś zdawać sobie sprawę, że prócz śmierci nic innego nie znajdziesz. A ten akt twojej lekkomyślności naprawdę mnie ciekawi. Podobno miałeś nie spocząć, póki twój brat nie zniknie z tego świata.

- Nie wydaję mi się, żeby tego miała dotyczyć nasza rozmowa. - Zmarszczył nieco brwi. Temat Itachi'ego był ostatnim, na jaki chciałby z kimkolwiek rozmawiać. - Chciałaś wiedzieć, co tutaj robię. Powód jest prosty. Naruto zasugerował, że będziemy mogli się tu ukryć – odpowiedział, dostrzegając kątem oka jak Shikamaru zerka na niego zaskoczony. Nara, orientując się, że brunet to dostrzegł, odwrócił głowę w bok.

Sasuke westchnął. Zauważył zawód na twarzy byłego przyjaciela.

- Naruto? - zapytała po chwili Tsunade, opierając oba łokcie na biurku. Pochyliła się lekko nad nim. Zapach kwiatów przybrał na intensywności powodując lekkie skrzywienie ust Uchihy. Nie znosił tego zapachu, z czego blondynka musiała zdawać sobie sprawę. - Co on ma wspólnego z tobą? Nigdy nie słyszałam, byś o nim wspominał. Ani tym bardziej, znał.

- Poznałem go dopiero podczas pobytu u Orochimaru. To nie jest ważne.

- Nie, to jest ważne - odparła ostro, przejeżdżając paznokciem po jasnym drewnie. Sasuke spojrzał na czerwony tips, który pozostawił na biurku lekką kreskę, po czym przeniósł wzrok na kobietę. Zrozumiał aluzję, ale wcale się nią nie przejął. Wiedział, że i tak nic mu nie grozi. - Naruto jest jednym z członków "Konohy". Chcę wiedzieć, co ma wspólnego z kimś takim, jak ty.

- To, co ty chcesz, nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia - odparł obojętnie, przekrzywiając głowę w bok i mierząc Tsunade ironicznym spojrzeniem. Aż sapnęła ze złości, wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.

- Licz się ze słowami! - Uderzyła pięściami w blat biurka, a pusta czarka po sake podskoczyła, wywróciła się i potoczyła w stronę spokojnie siedzących mężczyzn. Sasuke zatrzymał ją jednym, sprawnym ruchem prawej ręki.

- Podobno i tak zginę, więc nie wydaję mi się, by ta uwaga była na miejscu. - Postawił czarkę na stole, uśmiechając się ironicznie do kobiety, której spojrzenie błyszczało chęcią mordu, a piersi falowały w rytm szybkiego oddechu.

- Jak możesz być tak spokojny?!

- Bo wiem, że mimo wszystko mnie nie zabijesz.

Pewność siebie z jaką wypowiedział to zdanie, zaskoczyła Tsunade. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Nieświadomie wstrzymała powietrze, zamierając w bezruchu. Tylko rozluźniające się pięści świadczyły, że nie zamieniła się w kamień.

Shikamaru był nie mniej zaskoczony, ale nie dał po sobie tego poznać. Wolał przeanalizować to na spokojnie, jednak gdy tylko spojrzał ukradkiem na Uchihę, który nie odrywał wzroku od zaskoczonych tęczówek Hokage, zauważył jak dłonią dotyka swego uda, na którym w kieszeni spoczywała paczka fajek. Znał ten gest świadczący o jego zdenerwowaniu i ukrywaniu czegoś, czego naprawdę wyjawić nie chciał. Trzymał tam dłoń odkąd usiadł, co pozwoliło Narze wywnioskować, że nie był do końca szczery od samego początku.

- Ale to kłopotliwe... - mruknął, wyrywając kobietę z szoku i mimowolnie zwracając jej uwagę na siebie. Sasuke również na niego spojrzał. - Możecie sobie rozmawiać, mi to nie przeszkadza, ale rano mam misję. Sen nie jest przyjacielem działania, sami rozumiecie - odparł lakonicznie, krzyżując ręce na piersi i teatralnie ziewnął. - A, i Sasuke. Dlaczego nie powiesz nam jaki był powód twojego odejścia do Orochimaru?

Oczy Sasuke nie zmieniły swego wyrazu i tylko zwilżenie językiem warg pozwoliło Shikamaru stwierdzić, że przejrzał go na wylot. To był kolejny, odruchowy gest, gdy denerwował się i nie wiedział, co robić. Nara uśmiechnął się pod nosem, spoglądając tym razem na Tsunade, która zdążyła już ochłonąć.

- Sugerujesz, że te wydarzenia, które miały miejsce sześć lat temu mogły mieć coś wspólnego z Orochimaru? - zapytała szatyna, gdy Uchiha nie odpowiadał, mierząc go ironicznym spojrzeniem.

Jego inteligencja wskoczyła na wyższy poziom, pomyślał brunet, zaczynając zastanawiać się, jak uniknąć odpowiedzi na pytanie, które za chwilę mogło paść.

Shikamaru na chwilę zamarł w bezruchu, łącząc koniuszki palców skierowanych w dół, a kciuki w górę. Zamyślił się, analizując wszystko, co pamiętał odnośnie wydarzeń mających miejsce sześć lat temu.

Sasuke przyglądał mu się uważnie. Tsunade z zaciekawieniem. Często korzystała z jego rad. Czasami zaskakujących, ale skutecznych.

- To by miało sens - odezwał się Nara, spoglądając na bruneta bystrym, pewnym siebie wzrokiem. - Gdy Sasuke odszedł, policja przestała węszyć, było mniej napadów na członków "Konohy", inne gangi przestały być tak agresywne, bo nie były prowokowane i szczute na nas przez Orochimaru. - Rozłączył dłonie, kierując spojrzenie na Tsunade, by po chwili zwrócić się do ściganta. - Mam rację, Sasuke?

- Nie muszę odpowiadać.

- Owszem, ale dobrze by było, gdybyś to zrobił.

Brunet wciąż wpatrywał się w niego ironicznie. W tak charakterystyczny sposób, że Shikamaru nie mógł pozbyć się wrażenia tęsknoty za tym cholernym błyskiem w czarnych oczach swego byłego przyjaciela i doskonałego partnera na akcjach.

Tsunade prychnęła.

- Nie widzisz, że odpowiedź postawiłaby cię w zupełnie innym świetle? Bohatera, a nie zdrajcy? - warknęła, dolewając sobie sake do czarki. Sasuke drgnął.

- Nie zależy mi na tym.

- Ale mi na tym zależy - odpowiedziała ostro, pochylając się nad biurkiem w jego stronę. Zrzuciła maskę opanowanej, wyniosłej kobiety. Nie chciała wciąż widzieć "etykietki" zdrajcy, jaką sam sobie przypiął. Był częścią "Konohy", jej rodziny. - Wiedziałeś, że nie potrafiłabym cię zabić i na pewno wiesz, dlaczego. Za wiele dla mnie znaczysz, bym mogła odebrać ci życie, nieważne czego byś się dopuścił. Odpowiedz ze względu na przeszłość, odpłać się tym, co dla ciebie uczyniłam. Tyle możesz zrobić.

- Czy to coś zmieni? Nie powinniście roztrząsać dawnych wydarzeń. To mija się z celem.

- Nie rozumiesz - Westchnęła, poprawiając jasne kosmyki, które wysunęły się spod gumki i opadły lekko na jej nagie ramię. - Chciałabym wiedzieć, czy zbudowałeś tę ścianę po to, by pozostać wewnątrz, czy żebym to ja pozostała na zewnątrz.

Sasuke po raz pierwszy od śmierci Minato poczuł ukłucie żalu i sam nie potrafił wytłumaczyć sobie, dlaczego na to pozwolił. Nawet wyznanie Naruto, jego 'miłość', nie zachwiała obrony, jaką stworzył. Nie brał jej na poważnie, uznał za zwykłe widzimisię blondyna, podjął się gry, ale nie uwierzył w nią. Teraz nie mógł okłamać serca, które zakuło nieprzyjemnie.

Od dawna starał się wyzbyć wszelkich emocji, odciąć od nich i nie polegać na nikim. Więzy z "Konohą" przeciął sześć lat temu, odchodząc do Orochimaru. Wiedział, że to jedyna droga, by stać się silnym i pozbyć sentymentów do kogokolwiek. To był test. Zaliczył go, stał się zwykłym draniem żyjącym tylko dla zemsty. Niestety w jego, wtedy osiemnastoletnim życiu, pojawił się Minato i kiedy przypadkowo wpadł mu pod koła, związał z nim swój los. Wykorzystywał go do doskonalenia swoich umiejętności, a Minato naiwnie na wszystko pozwalał. Trenował go na torze ucząc własnych technik, finansował nauki sztuk walk i jego edukację. A Sasuke wciąż pozostawał mścicielem, pracując na czarno u Orochimaru. Dopiero w wieku dwudziestu lat poczuł, że ponownie więzy zacieśniały się na jego sercu i nie potrafił ich zerwać. W starszym Namikaze odnalazł ojca i nie chciał, by sytuacja zatoczyła koło, znów zabierając mu cenną osobę. Naruto, syn Minato, jawił mu się jako rywal, bez którego nie wyobrażał sobie życia. Również się do niego przywiązał w ten dziwny, specyficzny sposób nazwany przez siebie paradoksem nienawiści, pod którą kryło się zupełnie inne uczucie. I gdy śmierć zabrała Minato ponownie zadając mu cios, wierzył, że dzięki Naruto uda mu się podnieść. Ale również blondyn zniknął bez śladu, a on, zraniony, oddał się całkowicie przygotowaniom do zemsty. Znów stał się mścicielem.

Wyznanie Tsunade sprawiło, że poczuł jak zerwana więź odnawia się, ponownie łącząc go z "Konohą".

Ale to infantylne, pomyślał, westchnąwszy głośno.

- Dobrze, odpowiem. Ze względu na to, co było. Tyle mogę zrobić - odparł, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów, z której wyciągnął jednego i przyłożył do swoich jasnych ust. Resztę odłożył na biurko, skinąwszy głową Shikamaru, by się poczęstował. Wiedział, że on też potrzebował zapalić.

Tsunade, nie znosząca gdy ktoś pali w jej towarzystwie, nic jednak nie powiedziała. Czekała tylko na odpowiedź Uchihy ciesząc się, że coś dla niego znaczy.
***

Atramentowe niebo pozbawione gwiazd wznosiło się ponad ich głowami, gdy siedzieli na małym, lekko zrujnowanym balkonie. Poręcz w niektórych miejscach była pęknięta, zniszczona przez czas, jednak zachowały się na niej japońskie zdobienia. Ciepłe, letnie powietrze muskało ich skórę, cisza szumiała w uszach. Spoglądali w górę, na księżyc, który świecił lekko wychylając się co chwilę zza czarnych chmur.

- Ciekawe o czym rozmawiają... - szepnął cicho blondyn wpatrując się swoimi intensywnie niebieskimi oczami w nocne niebo, jakby szukał na nim odpowiedzi.

- Pewnie o tym jak ukarać zdrajcę - odparł Kiba, przeciągając się. Strzeliło mu w kościach. Naruto spojrzał na niego kątem oka. - Za zdradę grozi kara śmierci, jak dobrze pamiętam, przez rozstrzelanie. Przywiązują cię do ściany, a potem po kolei strzelają; w kolana, w zgięcia rąk, w brzuch, w czoło, w barki, a na koniec w jaja.

- Chyba w innej kolejności - zaśmiał się blondyn, a jego śmiech potoczył się echem przez opustoszałe osiedle. - W jaja strzela się wcześniej - dodał, wypijając resztkę coca-coli. Nagle spojrzał na Kibę z przerażeniem. - Czy Sasuke to czeka?

- Martwisz się o jego jaja? - spytał szatyn siląc się na powagę, po czym parsknął niepohamowanym śmiechem i nie czekając na odpowiedź, wykrzyknął:

- O cholera, martwisz!

- Nie powiedziałem tego! - zaprzeczył szybko Naruto, odskakując na tyłku w bok, wymachując przy tym rękami, jakby próbując odgonić irytującą muchę. - Chodziło mi o jego śmierć! Śmierć! Rozumiesz? Nie obchodzą mnie jego jaja! Mam własne! Naprawdę...- uciął w połowie zdania, orientując się, że Kiba tarza się ze śmiechu po balkonie. Nie wiedząc zupełnie, o co chodzi, skrzywił się i zapytał:

- Z czego lejesz?

Szatyn próbował się opanować, jednak za każdym razem, gdy miał już coś odpowiedzieć, ponownie zaczynał się śmiać. Łapiąc oddech, wyartykułował tylko niewyraźnie:

- Z ciebie... - Kolejny wybuch radości. - Nie wiedziałem... haha..., że masz takie preferencje!

- Jakie preferencje? - skołowany Naruto nie mógł zrozumieć, o co przyjacielowi chodzi. Miał wrażenie, że z tego wszystkiego Inuzuka zaraz wypluje sobie płuca. W przypływie chwili nawet wyciągnął telefon by dzwonić na pogotowie, ale uznał ten pomysł za idiotyczny, więc ponownie go schował. Zaklął w duchu. Nawet nie znał numerów ratunkowych!

I numeru Sasuke...

Zapatrzył się w niebo, przestając zwracać uwagę na cokolwiek. Myślami odpłynął do pewnej osoby, która wprowadziła chaos w jego dotychczasowe życie. Doki, doki; bicie serca. To chyba obsesja.

Szczekanie psów. Wycie i skowyty. Walka o jedzenie i przetrwanie. W ciepłym, nocnym powietrzu, tak charakterystycznym dla pory deszczowej, dało się wyczuć zagrożenie. Tsuyu. Popołudniu rozpęta się burza. Naruto czuł to, nie wiedząc jednak, że żywioł zapragnie walki nie tylko na zewnątrz, ale w nim samym również.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś gejem? - Naruto spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Kibę, który zdążył się już uspokoić i teraz, wycierając łzy śmiechu, obserwował blondyna.

- Co?

- No, dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś gejem?

- A jestem? - Uniósł pytająco brew, odganiając dziwne myśli nacierające na niego ze wszystkich stron. Szybko odzyskał koncentrację, skupiając się na osobie szatyna.

- Ty mi powiedz.

- No... nie, nie jestem.

- Nie?

- Nie, do cholery! - odburknął kierując wzrok na jadący z wolna samochód, którego światła rzucały długie smugi na asfaltową drogę, a warkot silnika cicho dźwięczał na pustym osiedlu.

Naruto kręciły dziewczyny, nie był prawiczkiem, dobrze się z nimi bawił i nigdy nie patrzył na mężczyzn jak na potencjalnych partnerów. Wyjątek stanowił pewien czarnowłosy osobnik, na którego dotyk reagował o wiele intensywniej, niż kogokolwiek innego. Gdy spojrzał na Kibę, nie czuł tego, co czuł patrząc na bruneta, a nie mógł powiedzieć, że szatynowi czegoś brakuje.

Przejechał powłóczystym spojrzeniem po przyjacielu stwierdzając, że jest atrakcyjny, na swój sposób. Regularne, ostre rysy. Nieco skośne, brązowe oczy ze źrenicami w kształcie szparek, które błyszczały niebezpiecznie. Prosty nos i pełne usta. Do tego krótkie, brązowe włosy, których fryzjerem był wiatr i dobrze zbudowana sylwetka. I ciemna skóra. Czerwone tatuaże nadawały mu "dzikości". Był przystojny, ale nie w jego typie. Tego był pewien.

Kiba był świadomy spojrzenia jakim obdarzył go blondyn. Kiedyś lubił go obserwować, poznawać jego zwyczaje, zachowania, a potem sprawdzać ich słuszność. Wiedział doskonale, że Naruto oceniał jego wygląd. I wiedział, że nie jest nim zainteresowany. Stwierdzenie nasuwało się samo, musiał zapytać:

- Podoba ci się? - Uzumaki, wyrwany z zamyślenia, spojrzał na niego zaskoczony.

- Kto?

- Sasuke.

- A, drań. No tak, jest przystojny - potwierdził patrząc na szatyna podejrzliwie. Nie miał pojęcia do czego zmierza i jakoś nie za bardzo miał ochotę się przekonywać.

- I martwisz się o jego jaja?

- Nie! - zaprzeczył głośno. Za szybko. Inuzuka uśmiechnął się mierząc blondyna rozbawionym spojrzeniem.

- Więc jesteś gejem - odparł zadowolony z siebie.

- Pieprz się! - fuknął Naruto w odpowiedzi, jednak coś w jego wnętrzu mówiło, że Kiba ma rację i tylko stwierdził fakt, dobitnie mu to uświadamiając. - Chyba jestem, pasuje? - dodał z przekąsem ponownie kierując spojrzenie na bezgwiezdne niebo, na którym w całej swej postaci widoczny był księżyc w kształcie rogala.

- Ej, nie fochaj się jak nastolatka przyłapana na zabawie wibratorem. - Dziewiętnastolatek szturchnął go palcem między żebra, na co Naruto warknął cicho, nie odwracając jednak wzroku. - Nie mam nic do homo, ba, znam nawet nie jednego! I z każdym łączą mnie bliskie kontakty.

Uzumaki parsknął zduszonym śmiechem.

- Uważaj, bo pomyślę sobie, że te kontakty są naprawdę bardzo bliskie - przeciągnął ostatnie dwa wyrazy, pozwalając by do jego tonu wkradły się nutki rozbawienia.

- Szybko ci złość mija.

- Złość piękności szkodzi, nie? – odparł, uderzając Kibę z łokcia, szczerząc się przy okazji. - A ja mam pewną osobę do zdobycia, dlatego potrzebuję pewnych informacji...

- ... nie, nie wiem jakiego koloru nosił bokserki – powiedział Inuzuka, nie pozwalając blondynowi skończyć zdania.

- O czym ty myślisz! – parsknął śmiechem Naruto, opierając się wygodnie o ścianę budynku. – O tym akurat wiem. Dziś miał czarne.

- No ładnie, szybki jesteś - zażartował Kiba, a jego oczy zamigotały złowieszczo. Nie lubił Sasuke, choć nie potrafił stwierdzić, dlaczego. Teraz tłumaczył to sobie zdradą, jednak powód tej niechęci względem jego osoby narodził się już dawno.

Siedem lat temu Inuzuka bywał z nim na kilku misjach instruktażowych, by szkolić swoje umiejętności. Stał się mistrzem w śledzeniu i zdobywaniu informacji, we włamaniach i walce, co między innymi zawdzięczał właśnie brunetowi. Nigdy z nim jednak nie rozmawiał, prócz wymieniania niezbędnych informacji i poleceń podczas misji. Nie mógł jednak zapomnieć, jak Uchiha uratował mu życie.

Włamanie do muzeum, cel - stary, zabytkowy pierścień, za który wysoko postawiony urzędnik oferował dużą ilość pieniędzy. Dwunastoletni Kiba, wtedy zaczynający działać na rzecz "Konohy", nie był zbyt ostrożny i wysportowany. Gdy spuszczał się na linie, asekurowany przez bruneta, stłukł szybę chroniącą pierścień, włączając alarm. Spanikował, zaczął się szarpać, wypiął linkę i upadł na podłogę. Światła latarek pojawiły się na korytarzach, a szatyn miał ochotę uciekać. Dosłownie w ostatniej chwili pojawił się obok niego siedemnastoletni Uchiha, złapał pierścień, wziął chłopaka na plecy, wciągając do góry. Gdy znaleźli się na dachu, chroniąc Kibę, Sasuke przyjął strzał w swoje ramię.

I chyba właśnie za to Inuzuka tak go nienawidził.

- Słuchasz ty mnie?! - krzyknął tuż koło jego ucha Naruto, wyraźnie rozeźlony brakiem zainteresowania szatyna.

- Zamyśliłem się.

- Właśnie zauważyłem – sarknął osiemnastolatek, patrząc na przyjaciela nieco nieobecnym wzrokiem. Chciał się czegoś dowiedzieć, nie mógł o tym zapomnieć. - Skoro wróciłeś do świata żywych, opowiedz mi o tym, dlaczego Sasuke ma miano zdrajcy.

Kiba jednak nie odpowiedział od razu. Wstał, oparł się o barierkę i ponownie zagłębił we własnych myślach, co niespecjalnie podobało się blondynowi. Stanął koło szatyna, również opierając się o poręcz. Postanowił cierpliwie czekać, słuchając jak własne serce bije szybko, jak cisza przenika do mózgu, jak światła stają się coraz bardziej irytujące.

- Jakieś, hm, sześć lat temu - odezwał się Inuzuka - po prostu uciekł, wyruszył na samodzielną misję, zabrał jeden z lepszych wozów i nie powrócił. Tak po prostu, olał całą "Konohę" jakby była nic nieznaczącą kupą gówna, z której można od tak odejść, bez żadnych konsekwencji. - Gdy mówił, zaciskał pięści na poręczy balkonu, jakby to miało pomóc mu w kontrolowaniu złości. Z każdą chwilą mówił coraz szybciej. - A przecież tyle dla niego zrobiła! Trafił pod skrzydła Hokage w wieku czternastu lat, dała mu schronienie, zapewniła naukę, umożliwiła kształcenie swoich umiejętności, których posiadał od groma! Był jej ulubieńcem, zaufanym człowiekiem, elitą "Konohy" mimo młodego wieku. Shikamaru odpowiednio się nim zajął, dobrze się ze sobą dogadywali, byli wręcz nierozłączni. Wszędzie gdzie pojawiał się Shikamaru, jak cień pojawiał się Sasuke. Wszystko robili razem; śmiali się, bawili, rozmawiali. Nikogo nie dopuszczali do siebie, byli tylko oni, oni i ich zasrana przyjaźń. Nawet jak byłem z nim na misjach, jak mnie szkolił, nie odzywał się do mnie! Bez słowa uratował mi życie, nie krzyczał na mnie, że spieprzyłem robotę, nic, kompletnie nic!

- Uratował ci życie? - spytał Naruto, spoglądając zaciekawiony na twarz Kiby, na której widać było wyraz konsternacji.

- Tak, jak dopiero zaczynałem działać dla "Konohy" - odparł niechętnie, nie patrząc na blondyna. - Na dodatek wziął całą winę na siebie. Nie wiem dlaczego.

- I to cię tak wkurza?

- A ciebie by nie wkurzało?! - Podniósł nieco ton głosu, spoglądając błyszczącymi oczami, rozszerzonymi narkotykiem, na nic nierozumiejącego chłopaka. - Nie wkurzało by cię, gdyby ktoś uratował ci życie, nie dając nawet możliwości podziękowania, a na dodatek wziął całą winę na siebie, ratując twój tyłek?!

- Nie? - odparł, marszcząc brwi i starając się zrozumieć, o co właściwie chłopakowi chodzi. Niestety, narkotyk skutecznie go otumaniał, zalewając jego umysł różnymi, czasem irracjonalnymi myślami. - Daj spokój, Kiba. Widocznie nie chciał byś oberwał od Tsunade. I nie chciał być uznany za bohatera.

- Nie o to chodzi - Westchnął, pozwalając by ciepły wiatr muskał jego policzki, rozwiewając ciemne włosy, błyszczące w świetle latarni stojącej na pustym chodniku. - On lubi manipulować ludźmi i jest w tym naprawdę dobry. Tak sądzę.

- Co masz na myśli?

- Cały czas gra, udaje, zwodzi. Każdemu pokazuje się z takiej strony, z jakiej ten ktoś chce go widzieć. On potrafi czytać z ludzi jak z otwartych ksiąg. I dzięki temu zdobywa to, co chce, pozostając bez winy. Jak sądzisz, co zrobiła Tsunade, gdy powiedział, że przez niego misja prawie skończyłaby się niepowodzeniem, gdyby nie ja?

Naruto spojrzał na niego pytająco, przekrzywiając głowę w bok, a światło zagrało w jego jasnych włosach.

- Powiedziała, że to bez znaczenia, gdyż nikt nie jest doskonały i może popełniać błędy. Nie poniósł żadnych, ale to żadnych konsekwencji - odparł, wlepiając wzrok w jakiś punkt na pustym placu zabaw, znajdującym się tuż pod balkonem. Gdy Naruto tam spojrzał, dostrzegł czarnego kota siedzącego na poręczy zniszczonej ławki. - Nie rozumiem czemu to zrobił. Czyżby chciał jej pokazać, że nie jest idealny? Ale dlaczego! Albo miał w tym jakiś ukryty cel? Cholera, od lat nie mogę znaleźć na to odpowiedzi...

- A może zauważył w tobie potencjał i chciał, by i inni również to dostrzegli? Im więcej misji, tym lepszy się stawałeś, prawda? Zmotywował cię.

- Nie pomyślałem o tym...

- Zapytam go jak nadarzy się okazja i dam ci odpowiedź, co ty na to? - spytał Naruto, uśmiechając się pogodnie do szatyna. Kiwnął głową, odwzajemniając uśmiech. - Teraz chodźmy, nie chcę mi się tu sterczeć. - Przeciągnął się, strzelając palcami dłoni i wszedł do pomieszczenia, które oświetlała lampa ledwo trzymająca się na kilku kablach. Kiba ruszył za nim, czując rozpierającą go moc. Jakby w tej chwili wszystko mógł osiągnąć. Czuł się wspaniale i tylko światło sączące się z sufitu irytowało go do tego stopnia, że nie myśląc wiele, podskoczył i wyrwał lampę, ogarniając pokój w ciemności.

- Powaliło cię? - zaśmiał się blondyn, kierując wzrok na ciemną sylwetkę rysującą się na tle nikłego światła wpadającego przez szyby. Usłyszał pęknięcie żarówki zgniecionej na podłodze. Szklane odłamki zachrzęściły pod butem.

- No, co? Światło mnie wkurza - odparł rozbrajająco Kiba, równając kroku z blondynem, który uśmiechał się do niego pogodnie z niebezpiecznie błyszczącymi oczami.
***

Na jednym z materaców siedziała czerwono-włosa kobieta opierając się o ścianę. Ubrana w luźną, granatową koszulę o kilka rozmiarów za dużą, eksponowała wyprostowane przed sobą długie, nagie nogi, na które ukradkowo spoglądał białowłosy mężczyzna. Karin, skupiona na treści książki pożyczonej od Iruki, udawała, że tego nie widzi, by nie wszczynać niepotrzebnych awantur. Wolała śledzić losy fantastycznych postaci, żyjących własnym życiem na zapisanych kartkach. Suigetsu, częściowo pochłonięty w rozmowie na temat wszelkich broni białych, szczególnie ogromnych, legendarnych mieczy, o których, ku jego uciesze, Iruka posiadał rozległą wiedzę, zerkał co chwilę na 'okularnicę'. Była atrakcyjna nawet ze swoim ognistym temperamentem. Żałował, że ulokowała uczucia w niewłaściwej osobie, mającej ją głęboko w dupie.

Juugo stojąc przy oknie wpatrywał się od dłuższego czasu w nocne niebo. Nikt nie zwracał na niego uwagi, nawet dwóch chłopaków siedzących na balkonie, których ukradkowo obserwował i przysłuchiwał się ich rozmowie. Gdy znikli z pola widzenia, wytężył słuch.

Drzwi otworzyły się z głuchym zgrzytem, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi. Tylko Juugo, wysoki mężczyzna o miłym spojrzeniu, zainteresował się wchodzącymi do pomieszczenia chłopakami, rozglądającymi się po zebranych. Ich ruchy były szybkie, gwałtowne i pełne duszonej energii. Mężczyzna widział, jak blondyn zerka na niego ukradkowo z dozą pewności siebie w rozszerzonych źrenicach, świadczącą tylko o jednym - nie skorzystał z jego rady.

- Motyl potrzebuje wolności, nie zamykaj go w klatce - powiedział cicho, by usłyszał to tylko mijający go chłopak. Miał nadzieję, że tym razem właściwie zinterpretuje jego wskazówkę.

Naruto zatrzymał się na chwilę, analizując to, co usłyszał. Nie odwrócił się jednak, by odpowiedzieć. Nie mógł znaleźć właściwych słów. Zniknął za drzwiami z rosnącym przeczuciem, że robi źle.

I wciąż zastanawiał go fakt, dlaczego mężczyzna nie mówi mu nic wprost.
***

W pomieszczeniu zawirowały kłęby sinego dymu wydychanego przez dwóch mężczyzn i unoszącego się z papierosów. Brunet uśmiechał się pod nosem czując jak zapach kwiatowych perfum zanika, ustępując miejsca innemu, nieprzyjemnemu, ale dającemu ukojenie. Obserwował spod przymrużonych powiek kobietę, która niezbyt zadowolona, czekała aż się odezwie. Zaciągnął się głęboko, wypuszczając powoli dym.

- Shikamaru miał rację. To Orochimaru stał za tym wszystkim; nasyłał policję, atakował członków "Konohy", prowokował inne gangi, by przeszkadzały w jej dalszym rozwoju. Chciał zniszczyć konkurencję, którą wtedy dla niego byliśmy. Chodziło dokładniej o przemyt kradzionych samochodów, pozyskiwanie ich i sprzedawanie. Jak wiesz, przynosiło to naprawdę duże zyski, a powodzenie z jakim nam się to udawało naprawdę go denerwowało. Zabieraliśmy mu kasę sprzed nosa, gdyż nie posiadał odpowiednich ludzi do tej roboty. Posunął się do spisku - przekupił jednego z nas. Wpuścił szpiega w nasze szeregi by donosił mu o naszych planach i osiągnięciach. Z początku nie interweniował chcąc wybadać sytuację i zdobyć informacje o członkach zajmujących się pozyskiwaniem samochodów. Jako że byłem przewodniczącym tej działalności, szpieg wysunął do mnie propozycję wyścigu, którą ty rzekomo zaakceptowałaś. Nie miałem pojęcia, że to zwykła podpucha i nawet nie szczególnie mnie to wtedy interesowało. Wiesz, że od dawna chciałem sprawdzić siebie, wziąć udział w prawdziwym wyścigu, dlatego nie roztrząsałem tej sprawy.

- Rozumiem, ale kim był ten szpieg? - zapytała Tsunade, przerywając Sasuke. Mężczyzna zaciągnął się papierosem, po czym zgasił go w kryształowej popielniczce, która o dziwo, stała na biurku. Spojrzał na kobietę uważnie.

- Dojdę do tego - odrzekł spokojnie. - Poszedłem na spotkanie, by dowiedzieć się szczegółów na temat wyścigu. Był to chyba marzec, dokładnie nie pamiętam, restauracja "Atari ya", która jak się później dowiedziałem, należy do Orochimaru. Ale to nie ważne. - Machnął lekceważąco dłonią. - Nie wiedziałem dokładnie z kim mam się tam spotkać, szpieg powiedział, że ten ktoś będzie na mnie czekał. I czekał, Orochimaru we własnej osobie. Na samym wstępie ogłosił, że nie ma za dużo czasu, więc powie wszystko wprost, bez owijania w bawełnę. Zaoferował pewne ultimatum. Dołączę do niego - nie zniszczy "Konohy", nie dołączę - zniszczy, bo jak ogłosił, wszystko już zostało zaplanowane i przygotowane. Nie mogłem odmówić, zważywszy na wasze bezpieczeństwo, jak i swoje własne. On nie był kimś, z kim zadzieranie wyszłoby mi na dobre. Zgodziłem się, dostając dwa miesiące na podjęcie decyzji. Miało to pozostać tajemnicą, gdyż szpieg obserwował mnie i donosił o wszelkich podejrzanych zagraniach Orochimaru. Musiałem zachować pozory. Gdyby tego było mało, miałem wyrobić sobie opinię zdrajcy, co umożliwiła mi Shizune, namawiając cię na wręczenie mi samotnej misji. Pamiętasz? To ona zasugerowała ci, żebym zdobył cenne informacje od jednego z więźniów skazanych na dożywocie, gdyż szanowny pan Kimimaro tego zażądał za naprawdę olbrzymią stawkę. Nie mogłaś odmówić, to była naprawdę dobra okazja. Szkoda, że kilka dni po tym, gdy zjawił się w twoim biurze, a ja zniknąłem, ten facet zmarł - zakończył z ironicznym uśmiechem na ustach.

Przez dłuższą chwilę panowała zupełna cisza, pełna przemyśleń i analizowania dawnych wydarzeń. Nikt się nie poruszył, nie odezwał, nawet dźwięki przejeżdżających za ścianą samochodów ucichły.

Atmosfera stała się nagle przytłaczająca.

- Chcesz powiedzieć, że to Shizune jest szpiegiem?! - wykrzyknęła kobieta, podrywając się na równe nogi. Nie mogła w to uwierzyć, choć ostatni argument Uchihy nie pozostawiał nic do gadania. Dziewczyna naprawdę zaproponowała układ z tym całym Kimimaro, namówiła do wysłania na tą misję tylko Sasuke, a przy tym była tak natarczywa, jakby od tego zadania zależało jej życie. Hokage nie zauważyła wtedy tego, jak dziwnie Shizune się zachowywała, że była niespokojna, podejrzliwa i chciała przeglądać wszystkie papiery, by upewnić się, czy Tsunade nie popełniła żadnego błędu. Teraz dopiero do niej dotarło, że brunetka nie była tak uczynna, za jaką ją miała, a po prostu szpiegowała z taką finezją, o jaką nigdy Tsunade by jej nie podejrzewała.

Kobieta uderzyła pięściami w biurko, tym razem przewracając pełną czarkę, z której wypłynęło sake, szkląc się w świetle lampy. To było dla niej nie do pomyślenia, że jej ulubienica, prawa ręka "Konohy", mogła okazać się zdrajcą większym, niż Sasuke, który zdradził dla jej dobra. Po prostu nie mogła w to uwierzyć.

- Uspokój się, czcigodna - powiedział spokojnie Shikamaru, podnosząc się z kanapy. Pochylił się przez biurko, by położyć lekko rękę na ramieniu blondynki i popchnąć ją z powrotem na fotel. Posłusznie usiadła. - Załatwisz tą sprawę rano, teraz ochłoń. Nie powinnaś podejmować żadnych decyzji pod wpływem emocji, sama mówiłaś, że to nie zawsze kończy się dobrze. My już pójdziemy, do rana nie pozostało zbyt wiele czasu, więc Sasuke poczeka u mnie, aż policja przestanie węszyć. - Mężczyźni już zamierzali skierować się w stronę wyjścia, gdy zatrzymał ich stanowczy głos:

- Nie, stójcie. Ta sprawa już dłużej nie może czekać - odparła, choć widać było, że przychodzi jej to z trudem. Nara wcale się nie dziwił wiedząc, że Shizune była naprawdę ważna dla Tsunade. To mogło naprawdę zaboleć i nawet fakt 'niewinności' Sasuke tego nie zmniejszał. - Chodzi o Sakurę. Sai już wie, że śledziła dla nas. Wydało się. Grozi jej niebezpieczeństwo, z jej ostatniego telefonu wynika, że zabrał ją do ich kryjówki. Prawdopodobnie gdzieś w Asakusie, nie jestem w stanie określić dokładnego położenia, ponieważ przerwało połączenie. Zapomnij o poprzedniej misji, przydzielę ją komuś innemu. Skup się na tym, by odnaleźć ją i sprowadzić bezpiecznie. Uważaj, bo "Korzeń" jest niebezpieczny - mówiła szybko, nerwowo stukając paznokciami w blat biurka. Lampa rzucała światło na jej bladą, ściśniętą bólem twarz. Nawet złote refleksy jej włosów wydawały się stracić swój dawny blask i cała jej postać jakby postarzała się o kilka lat. Odetchnęła głęboko odwracając się do nich tyłem.

- Zrozumiałem - odparł szatyn kierując się w stronę wyjścia. Sasuke spojrzał na obicie fotela, za którym znajdowała się postać kobiety, po czym, nie do końca wiedząc dlaczego, powiedział:

- Pozwól, że podejmę się tej misji razem z Shikamaru. Tak się składa, że posiadam na temat "Korzenia" pewne informacje.

- Rób, jak chcesz - doleciał do niego nieco stłumiony głos, kryjący w sobie smutek. Skinął głową wychodząc za Narą z pomieszczenia. Hokage dała im jasno do zrozumienia, że chce zostać sama.
***

Siedziba kancelarii prawniczej, najbardziej znanej i wpływowej w całym Tokio, mieściła się w dzielnicy Otemachi przy głównej ulicy. Potężny wieżowiec z jasnego marmuru wyróżniał się wśród ciemnych, szklanych drapaczy chmur. Biały, polerowany kamień lśnił swoim własnym blaskiem, odbijając od siebie neonowe billboardy, które mrugały i zachęcały do bliższego poznania zawieranych przez nie reklam.

Mimo późnej pory w kilku pomieszczeniach wciąż paliło się światło, pozwalając pracownikom na dokończenie pracy i załatwienie ważnych spraw, nie czekających zwłoki. Często trzeba było zostawać po nocy, by uporządkować ważne papiery, jednak dwóch mężczyzn, mimo iż zamknęło już wszystkie sprawy, wciąż pozostawało w jednym z przestronnych, bogato zdobionych pokoi.

- Orochimaru wtargnął do twojej gry i naprawdę nieźle sobie radzi. Pokrzyżował ci plany - rzucił ironicznie wysoki, dobrze zbudowany prawnik, paląc drogie cygaro. Siny dym spowijał jego twarz, nadając jej jeszcze bardziej niezdrowego, niebieskiego odcienia. - Masz konkurencję - dodał, wyciągając z barku kryształową butelkę z bursztynowym płynem w środku.

- To bez znaczenia - odparł długowłosy brunet wygodniej rozsiadając się w fotelu. Nie przejmując się zasadami dobrego wychowania, wyciągnął nogi na biurko i poluzował krawat odpinając górne guziki swej idealnie wyprasowanej koszuli. Mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku od rygorystycznych zasad. - Nie będę przejmował się jakimś gadem pełzającym po podłodze.

- Wątpię żeby ten gad długo tam pozostał. Wąż atakuje z zaskoczenia i nie zdziwiłbym się, jakby Orochimaru tak właśnie zrobił. - Mężczyzna zamknął barek, postawił na stole butelkę z whisky i dwie kryształowe szklaneczki. Nalał do nich złotego płynu. - Nie zapominaj, że chce sprzątnąć Sasuke. Z resztą, nie tylko on.

- Nigdy bym nie pomyślał, że mój brat będzie miał takie powodzenie. Największe szychy Tokio go kochają - rzucił ironicznie Itachi sięgając po alkohol. Kisame zajął miejsce naprzeciwko niego.

- Nie tylko oni. Motłoch już obstawia kto pierwszy go stuknie. Ty, czy Orochimaru. - Uderzyli szklanką o szklankę; rozległ się charakterystyczny dźwięk, a trochę płynu wylało się na dłoń bruneta. - Przewaga jest po twojej stronie, Itachi.

Mężczyzna skinął głową uśmiechając się tajemniczo. Upił łyk whisky.

- Wiem, Kisame. Gra się rozpoczęła.

- Zamierzasz zniszczyć Orochimaru?

- Nie, mówiłem ci. Nie będę się nim przejmował, może okazać się nawet pomocny.

- Tak, sprzątnie ci Sasuke sprzed nosa - rzucił Hoshikagi spoglądając na Uchihę podejrzliwie. Nigdy nie potrafił zrozumieć siedzącego przed nim mężczyzny. Był jedną, wielką chodzącą zagadką, której nikt nie potrafił zrozumieć. Nawet on, mogący tytułować się jego przyjacielem, nie wiedział co tak naprawdę siedzi w głowie tego przystojnego prawnika.

Itachi uśmiechnął się ironicznie, popijając alkohol. Jego czarne jak węgiel oczy błyszczały złowieszczo.

- Nie boję się o to.

- Słucham?

- Mój brat nie jest taki głupi i słaby jak myślisz. Orochimaru nie jest dla niego żadnym przeciwnikiem, szczególnie teraz, gdy poznał jego tajemnice. Już przyłączył się do "Konohy", znajdując sobie silnych sojuszników. Lada chwila zabije gada.

- Jesteś pewny siebie - rzucił ciemnowłosy wypuszczając dym z płuc, robiąc przy okazji kółeczka. Orochimaru nie był słaby i Kisame doskonale o tym wiedział. Sam fakt, że ledwo udało im się uciec przed policją i jego ludźmi pokazywał, jak bardzo obszerne posiada kontakty. Nie tylko po stronie ulicy, a również u 'mundurowych'. - Czy Sasuke naprawdę jest tak dobry jak mówisz?

- Czy gdyby był słaby, interesowałbym się nim?

- Nie.

- Masz już odpowiedź. - Itachi obrócił się w fotelu spoglądając w niebo. Czarna, bezgwiezdna noc rozpościerała swoje macki nad tętniącym życiem miastem; jedyny świadek rozgrywającej się na szachownicy gry.
***

Gdy za Naruto zamknęły się drzwi oddzielając go od tego tajemniczego mężczyzny, niepokój przez niego spowodowany gwałtownie zniknął. Uleciał z jego pamięci jak motyl, o którym mówił. Wszelkie zmartwienia, troski i nierozwiązane problemy nie zakłócały więcej jego myśli, pozwalając im błądzić po beztroskich obrzeżach świadomości. Wiedział, że teraz nie czas na zamartwianie się, przejmowanie przyziemnymi sprawami, na które nie miał wpływu, ale wierzył, że same z czasem się ułożą. Tak, w tej chwili był optymistą i nie chciał myśleć o zagrożeniu wiszącym nad Sasuke. Wiszącym również nad samym sobą.

- Ne, Kiba, gdzie idziemy? - zapytał, gdy schodzili schodami w dół. - Może babcia Tsunade przydzieli nam jakąś misję, co? Mam ochotę komuś dokopać!

- To nie jest taki zły pomysł. - Uśmiechnął się spoglądając z ukosa na blondyna. Jego oczy zabłyszczały pogodnie. - A teraz, kto ostatni na dole ten stawia następnym razem! - krzyknął puszczając się biegiem w dół, przeskakując po kilka stopni naraz.

- Ej, czekaj! - odkrzyknął, ruszając za nim. - To niesprawiedliwe! Ruszyłeś przede mną!

Kiba odwrócił się w biegu wystawiając mu język i środkowy palec. Światło odbiło się w jego ciemnych oczach, rozszerzonych narkotykiem.

- Sprawiedliwość nie istnieje, głupku! - Zeskoczył z kilku ostatnich stopni, upadając miękko na kamienną posadzkę hali, nie przerywając biegu. Ciemność, spowijająca wszystko dookoła nie przeszkodziła mu w parciu na przód, na wyczucie. Naruto, podążający jakieś dwa metry za nim, również nie narzekał. Oboje, czując rozsadzającą ich moc, biegli przed siebie w stronę jasnego prostokąta będącego szybą gabinetu Hokage, z którego sączyło się światło. Przyspieszony oddech, tętno, serce szybko bijące. Słyszeli tylko tupot własnych butów na posadzce, niosących się echem po ogromnej hali pogrążonej w ciszy.

Nagle dało się słyszeć głuche uderzenie, gdy Kiba wpadł na kogoś z impetem. Cichy huk odbił się od ścian wraz z wiązanką niewybrednych przekleństw. Naruto w ostatniej chwili uniknął szamocących się na podłodze postaci, które klęły ile wlezie, zupełnie nie przejmując się obowiązkiem zachowania względnej ciszy.
Zatrzymał się zdezorientowany. Z boku doleciał zduszony śmiech.

- Złaź ze mnie, idioto!

- To mnie puść, do cholery!

- Wcale cię nie trzymam!

- Nie? - spytał Kiba, przestając się szarpać gdy zauważył, że faktycznie ma pełną swobodę ruchu. No, jeśli za swobodne można uznać siedzenie okrakiem na biodrach mężczyzny, do którego pałał nienawiścią bezpodstawną, a który w danej chwili mierzył go morderczym spojrzeniem czerwonych tęczówek, błyszczących mimo znikomego źródła światła.

- Nie - warknął ironicznie, zrzucając z siebie szatyna. Wstał, otrzepując się z kurzu i spojrzał na rozbawionego towarzysza. - Jeśli się nie zamkniesz, uciszę cię w inny sposób i nie obiecuję, że nie będzie bolesny. - Śmiech ustał, jednak nutki rozbawienia nie zniknęły z głosu, gdy się odezwał:

- Gdyby mi ktoś powiedział, że dałeś się zaskoczyć, nie uwierzyłbym.

Uchiha prychnął.

- Następnym razem nie wchodź pod nogi ludzi biegnących, dupku! - wykrzyknął Kiba podnosząc się z podłogi i zaczął wymachiwać pięściami w stronę bruneta. Mężczyzna spojrzał na niego obojętnie, nic sobie nie robiąc z zaczepek.

- I co powiedziała Tsunade? - zapytał Naruto, przyglądając się uważnie Sasuke. Miał nieodpartą ochotę zatopić się w jego kuszących ustach; zasmakować kawy, dymu i tego specyficznego smaku należącego tylko do niego. Do jego nozdrzy doleciał słaby zapach cynamonu i drogiej wody kolońskiej. Zatrzymał swoje myśli. - Muszę z tobą porozmawiać.

- Nie mam teraz czasu. - Uchiha obrzucił go ironicznym spojrzeniem, odwracając się i idąc do czekającego Shikamaru. Blondyn spojrzał na jego plecy zdezorientowany, odnosząc nieprzyjemne wrażenie, że jest marionetką, którą można kierować jak się komu podoba. Łamiesz zasady gry, Sasuke, pomyślał, obserwując jak zbliża się do Nary i wymienia z nim porozumiewawcze spojrzenie. - Porozmawiamy później. I nie radzę iść teraz do Tsunade - dodał, ruszając wraz z szatynem w stronę wyjścia. Po chwili zarys ich sylwetek zniknął w ciemności.

Naruto wpatrywał się w miejsce, w którym chwilę temu stał Sasuke. Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu odszedł z innym. Wrażenie, że między nim, a Shikamaru naprawdę coś jest, nasiliło się. Nie mógł tego wyrzucić z pamięci, co mimowolnie sprawiało, że złość i smutek wkradały się do jego serca. Bo przecież Sasuke go kochał! Całował się z nim! Więc dlaczego, do cholery, teraz nie chciał z nim nawet rozmawiać? Przypomniał sobie słowa Kiby na temat Uchihy i zaczął w nie wierzyć, mimo że wcześniej kategorycznie je odrzucał. On lubi manipulować ludźmi i jest w tym naprawdę dobry, pomyślał z goryczą, zaciskając pięści. Stał się kolejną osobą, na której udało mu się zastosować swoje sztuczki.

Ale nawet mimo tego Naruto nie potrafił przestać o nim myśleć. Wciąż czuł zapach cynamonu, drogiej wody kolońskiej i papierosów. Pamiętał smak kawy i gorzkiej czekolady. I, do cholery, wcale nie chciał o tym zapominać.

Szturchnięcie w żebra sprowadziło go na ziemię.

- Tsunade wyszła z biura i nie wydaję mi się, żeby dobrym pomysłem była rozmowa z nią - powiedział Kiba obserwując ciemną sylwetkę kobiety, zgarbioną i zataczającą się. Stukot obcasów nierówno dźwięczał na posadzce, gdy w pośpiechu przemierzała halę pogrążoną w ciemności. Po chwili kroki zaczęły cichnąć, będąc już tylko powtarzanym przez echo dźwiękiem. - Ciekawe, co się stało...

- Pewnie za bardzo się schlała - warknął Naruto, nie potrafiąc opanować szumiącej mu w głowie złości. Narkotyk tylko zwielokrotniał ją, budząc rodzącą się w nim agresję. Miał ochotę bić. Nieważne co, ważne by odreagować, zmęczyć organizm i zasnąć, co w danej chwili nie było możliwe. Nie czuł zmęczenia i wiedział, że przez świństwo krążące w jego krwi, szybko go nie odczuje. - Idziemy do sali treningowej? - Kiba tylko skinął głową, ruszając w ciemność za blondynem. Wolał się nie odzywać wyczuwając zły nastrój swojego przyjaciela. To będzie ciężka noc, westchnął cicho.
***

- Dlaczego tak go potraktowałeś? - zapytał Shikamaru, gdy weszli do małego pokoju oświetlanego wpychającym się do środka światłem ulicznej latarni i, co chwilę, reflektorami pojawiających się na jezdni samochodów.

- Kogo? - odpowiedział pytaniem na pytanie Sasuke, wplatając w swój głos nutki zaskoczenia i obojętności. Miał nadzieję, że w ten subtelny sposób zniechęci Narę do kontynuowania wątku.

Pomylił się.

- Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi. - Shikamaru zapalił światło, po czym odwrócił się do Uchihy. Jego spojrzenie było poważne, dające do zrozumienia, że nie odpuści, póki nie dostanie zadowalającej odpowiedzi. A Sasuke nie miał zamiaru odpowiadać.

- To nie twoja sprawa - sarknął tylko spoglądając w oczy starszego mężczyzny. Zawsze miał z tym problem. Jego wzrok przeszywał na wskroś, sięgał głębiej, niż sobie na to pozwalał, dosięgał myśli, których za wszelką cenę brunet nie chciał ujawnić. Jakkolwiek starał się ukryć swoje tajemnice, on za pomocą badawczego spojrzenia odczytywał je, niczym zasrany astronom potrafiący tak ustawić lunetę, by dostrzec najdalsze gwiazdy.

Jedynym sposobem na uniknięcie wykrycia było spuszczenie wzroku, jednak Uchiha był na to za dumny i nie mógł sobie na to pozwolić.

- Może i nie moja, ale nie pozwolę go skrzywdzić. - Shikamaru po raz pierwszy nie udało się odkryć jego myśli. Kiedyś wystarczyło jedno spojrzenie w oczy, by wiedzieć, co siedzi w głowie młodego geniusza; był dla niego otwartą księgą, z której mógł czytać do woli. Niestety, w tej chwili księga pozostawała zamknięta i mimo prób, nie mógł z niej nic odczytać. Dopiero teraz zauważył zmianę jaka w nim zaszła w ciągu sześciu lat od momentu odejścia. Jak dorósł, stał się jeszcze bardziej nieprzewidywalny i inteligentny z nowym bagażem doświadczeń. Powstrzymał westchnięcie, nie chcąc ujawniać nieudanej próby przejrzenia jego myśli. Wolał udawać, że wie już wszystko. Zawsze łatwiej o błąd, gdy się uważa na słowa. - Jeśli go skrzywdzisz będziesz miał ze mną do czynienia - dodał jeszcze, wpatrując się w błyszczące tajemniczo czarne tęczówki.
Sasuke nie spuścił wzroku.

Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi, Nara odwrócił się do niego plecami zabierając za przeszukiwanie zawartości drewnianych szaf, szafek i szafeczek będących jedynym umeblowaniem pokoju-garderoby. Brunet milczał zastanawiając się, czy warto odpowiadać. Nie sądził, że Shikamaru pozwoli na zakończenie tego tematu, ale też niespecjalnie chciał wyciągać z niego odpowiedź. Było dużo metod, które mógł zastosować, by bez większego wysiłku zmusić do gadania nawet kogoś takiego jak Uchiha. I, na dodatek, dlaczego uważał, że on chciałby skrzywdzić Naruto? Przecież to było niedorzeczne. Naprawdę nie potrafił rozgryźć w jaką grę zaczął grać, nie wiedząc, że to wcale nie żadna zabawa, a zwykła ukrywana niewiedza.

- Nie mam zamiaru go krzywdzić - odpowiedział cicho zanim ugryzł się w język. Miał nadzieję, że szatyn i tak tego nie usłyszał, zbyt zajęty mruczeniem czegoś pod nosem, i przetrząsaniem zawartości wielu szuflad.

Złudzenie było błędne. Nara doskonale go usłyszał i uśmiechnął się lekko do siebie, o czym ciemnowłosy nie mógł mieć pojęcia. Wolał jednak pozostawić go w tej słodkiej niewiedzy jeszcze przez chwilę.

Sasuke obserwował go uważnie, gdy przekopywał szafki ustawione na całej długości ścian. Czarne płaszcze, spodnie, bluzki wisiały niedbale rzucone na otwartych skrzydłach szaf, w nieładzie zalegały półki. Pamiętał, że kiedyś każdy posiadał swoją własną szafkę z rzeczami, ale teraz najwyraźniej z jakiegoś powodu trzeba było z tego zrezygnować. Domyślał się, że z powodu rosnącej liczby członków.

- Rozmiar bluzki i spodni M, buty rozmiaru czterdzieści dwa, kabura wraz z bronią kalibru dwadzieścia dwa z dołączonym tłumikiem, kamizelka kuloodporna numer dwa... to chyba wszystko - powiedział Shikamaru po dość długim okresie milczenia, odwracając się w jego stronę z naręczem ciemnych ubrań. Brunet odebrał je, kładąc na krześle, które dostrzegł pod stertą czarnych płaszczy. Najwyraźniej komuś wcale nie zależało by umieścić je we właściwym miejscu, toteż Sasuke zrzucił je na podłogę, by tam spoczywały oczekując na zainteresowanie.

Oboje zaczęli się przebierać, a ścigant mimowolnie oczekiwał na pytanie. Wiedział, że mężczyzna tak szybko nie odpuści i mimo swojego wrodzonego lenistwa oraz ogólnej obojętności, i dystansu do wszelkich spraw będzie chciał znać odpowiedź. Gdy już czymś się zainteresował, próbował dowiedzieć się wszystkiego na ten temat.

- Więc dlaczego tak go potraktowałeś? - Pytanie padło gdy byli już całkowicie przebrani i pozostało im tylko wiązanie butów. Sasuke spojrzał spod grzywki na Shikamaru, który próbował przeciągnąć sznurówkę przez szlufkę. Uśmiechnął się pod nosem.

- Nie odpuścisz?

- Powinieneś znać już odpowiedź.

- Chcę coś sprawdzić - odpowiedział zdawkowo wstając i przeciągając się. Stracili już sporo cennego czasu i nie wyglądało na to, żeby szatyn chciał coś z tym zrobić. Przerwał na moment sznurowanie wygodnego adidasa, by obrzucić bruneta nieco zaskoczonym spojrzeniem.

- Dlatego go ranisz?

- To dla jego dobra - odpowiedział spokojnie, podchodząc do okna. Niebo za niedługo miało zacząć się rozjaśniać, co przyjął wykrzywieniem ust. Wolał działać pod osłoną nocy.

- Dobra? - zapytał Nara, niedowierzająco. - Przestań pieprzyć, Uchiha. Wiem, że zależy ci na nim, więc po co ta szopka?

- Właśnie po to. - Przeczesał długimi, jasnymi palcami kosmyki swoich włosów. Na tle ciemnej ulicy ze świecącą latarnią zajaśniały granatowym połyskiem. - Bo mi na nim zależy.

- Chcesz sprawdzić czy on naprawdę cię kocha. - Bardziej stwierdził, niż zapytał. W jego głowie układanka zaczęła do siebie pasować i pomału rozumiał, o co brunetowi chodzi. Mimo wszystko, to, co było między nimi, wciąż pozostawało dla niego tajemnicą. Kiedyś słyszał jak Naruto opowiadał mu podczas upojenia alkoholowego, że jest w jego życiu pewien drań, którego nienawidzi z całego serca, a zarazem ten drań jest dla niego ważny. Wtedy myślał o tym jak o bełkocie wstawionego chłopaka i nie wiązał tego z Sasuke. Teraz skojarzył fakty.

- Dokładnie. Coś jeszcze, czy możemy już iść?

- Sasuke, on już nie jest dzieckiem, możesz ufać jego słowom. - Podszedł do niego podając mu skórzane rękawiczki bez palców, kryjące w sobie metalowe osłony i cienkie, wysuwane spod nich, ostrza. Uchiha założył je i choć były trochę niewygodne, zawsze je nosił na misje. Zrobiło mu się miło, że Shika o tym pamiętał.

- On nie potrafi zrozumieć swoich uczuć, jak mogę mu więc wierzyć?

- Naprawdę myślisz, że nie potrafi? - odpowiedział pytaniem na pytanie, spoglądając na niego kątem oka. Wyszli z garderoby, gasząc światło.

- Tak.

- Doskonale wiesz, że myślenie w swej istocie jest myleniem się. Zaufaj mu.

- Nie potrafię - odpowiedział szczerze.

- Dlatego zniżasz się do manipulowania nim? To do niczego dobrego cię nie doprowadzi.

- Skąd ta pewność? - spytał ironicznie poprawiając kamizelkę ukrytą pod czarną koszulką. - Shikamaru, ja chcę tylko, by zrozumiał czy to, co do mnie czuje to miłość, czy zwykłe pożądanie.

Mężczyzna nie odpowiedział. Wiedział, że nie było ani sensu, ani czasu by brnąć w ten temat głębiej. Teraz musiał skupić się na misji. Życie Sakury było w ich rękach i miał nadzieję, że Sasuke będzie potrafił odnaleźć kryjówkę "Korzenia". Dla niego jedynym zaczepieniem była Asakusa, nic ponad to.

Gdy znaleźli się na hali opanowanej przez ciemność, Nara na wyczucie skierował krok w stronę swojego samochodu. Wolał szukać wozu, niż marnować czas na odnalezienie włącznika światła. Czuł, że Uchiha idzie za nim, choć nie słyszał go. Potrafił doskonale wyciszyć swój chód, czego mimowolnie mu zazdrościł. Sasuke był perfekcjonistą, racjonalistą, potrafił zachować spokój i opanowanie w każdej sytuacji. Posiadał zdolność logicznego myślenia, podejmowania szybkiego działania, mimo odczuwalnego bólu. Skrytobójca, zwiadowca, doskonały kierowca. Razem tworzyli idealny duet. Pieprzony geniusz i leniwy strateg. Nawzajem się uzupełniali. Misja musiała skończyć się powodzeniem. Jak zawsze.

Odnaleźli samochód. Stał pod oknem, a światło latarni wpadało przez pękniętą szybę igrając na ciemno-zielonej karoserii. Shikamaru przekazał kluczyki czarnowłosemu, który zasugerował, by jednak pojechać jego wozem. Szatyn odmówił.

Dziś miało być inaczej.
***


* Kaishaku, to ktoś, kto pomaga popełnić seppuku. Dla samuraja to honorowa śmierć, forma kary wymierzonej samemu sobie. Nóż wchodzi w lewą stronę brzucha, potem prowadzi się go w prawo i na końcu lekko w górę. Kaishaku to przyjaciel, który ścina głowę w momencie, kiedy ból staje się nie do zniesienia. W ten sposób broni go przed utratą honoru. Asysta przy seppuku to akt łaski.

** Bynajmniej nie chodzi o wykonywanie technik za pomocą chakry; ) Potocznie ninjutsu to sztuka walki, umiejętność działania z ukrycia, zawiera w sobie również metody zbierania informacji i techniki pozostawania niewykrytym oraz mylenia tropów. Może także posiadać elementy sztuki maskowania, uciekania, ukrywania się, łucznictwa, medycyny, wiedzy o ładunkach wybuchowych i trucicielstwa.

14 komentarzy:

Ewerina pisze...

Cieszę się jak nigdy z tego że w końcu pojawiłaś się i napisałaś nową notkę
Co chodzi o nią to jest świetna i teraz będę czekać na następną w nadziei że ją niedługo dasz ^.^
Pozdrawiam Cię gorąco

Meester pisze...

*wniebowzięta* Nowy rozdział!
JA jako nieznana i szara myszka, nie mam co przebaczać ponieważ opowiadanie zaczęłam czytać w tym roku. Tak czy inaczej bardzo mi się podoba całość, więc zaprzestać raczej raczej nie zaprzestanę :]
No i znów. Czuje że moje opowiadanie, robi się coraz bardziej żałośniejsze, gdy czytam takie cuda :C
Ale mam nadzieję, że może przynajmniej po roku się jakoś wyrobie, aby przynajmniej opisy były o wiele lepsze :)

Co do notki. Długa. Za to masz ode mnie dużego plusa.
Na dodatek, te gierki słowne, uwielbiam!
Zastanawiam się, czy Naruto dowie się o Sakurze i czy poleci, by jej pomóc. Albo gdy dowie się, że Sasuke ruszył jej na odsiecz. Jestem bardzo ciekawa.

Następnie Shikamaru. Niesamowicie podoba mi się jak wykreowałaś jego postać. Opowiadanie jest ogólnie poważne, a jego charakter idealnie do niego pasuje. Nawet to, że jest ... znaczy był najlepszym przyjacielem Sasuke mnie nie zraziło xD

Jedyne, czego najbardziej bym chciała to więcej Itachiego. On też strasznie spodobał mi się w twoim opowiadaniu, mimo iż mało go było. Dlatego mam nadzieję, że będzie go więcej :)


No nic, czekam na następna (oczywiście długą) notkę i życzę duużo weny ;D
Pozdrawiam :*

Unknown pisze...

:) A ja sie cieszę i to strasznie :) nie ma to jak wrócić z pracy po opierdzilu od szefa i zobaczyć, że na blogu, który przeczytałam w czwartek bojąc się, że właścicielka porzuciła bloga wstawiła nowy rozdział historii, po której przez 2 dni było mi ciepło - super i czekam na więcej :)

Anonimowy pisze...

Jestem tu pierwszy raz i po przeczytaniu 1 notki od razu się zakochałam! Naprawdę masz wspaniały styl. Zabolało mnie to że rozdziałów jest tak mało a daty odległe i pomyślałam, że to kolejne fajne niedokończone opowiadanie, ale zostałam mile zaskoczona ^^ Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!

Pozdrawiam ;*

Anonimowy pisze...

Oh nareszcie! Już myślałam że się nie doczekam. Notka świetna! Ale i tak już nie mogę doczekać się cd.
neko-chan

Daimon pisze...

OJACIE! Nowy rozdział! (lata po domu i wymachuje rękami ;) ) Kobieto kochana :* Ja tu regularnie wchodziłam i śledziłam, czy wpada coś nowego i za każdym razem nico. Aż w końcu któregoś dnia wchodzę, a tu nowa szata graficzna. Oho! coś zaczyna się dziać. I taka siurpryza po paru dniach. Nawet nie wiesz jak się cieszę :D
Świetny, długi rozdział. Całkowicie zgadzam się z Meester w sprawie gierek słownych. Uwielbiam tak przegadane, a miejscami przemilczane teksty. Sasuke i Shikamaru, widać, że dobrze się dogadują i znają się od podszewki. Właśnie, Shikamaru uwielbiam go. U Ciebie też jest świetny. Tylko tak dalej. A co do Naruto, ech takie próby Uchiha mu tu serwuje. Szkoda mi go trochę :( No i Sakura, Itachi, Shizune! Tyle danych! No nic zobaczymy co tam dalej wymyślisz.
Pozdrawiam zatem i pozostawiam z wenem. Mam nadzieję, że teraz nie pozwolisz tak długo na siebie czekać.
Ściskam Daimon

Siruwia pisze...

Ekhmmm...jeszcze nie przeczytałam. Jak na razie skończyłam tylko wstęp, ale nie mogłam się powstrzymać, więc piszę.
Nie powiem, że nic się nie stało, bo faktycznie długo Cię nie było i wprawdzie straciłam, jako taką, nadzieję, że coś się jeszcze pojawi.
Powiem jednak, że w pewnym sensie Cię rozumiem i masz prawo się wypalić jeśli chodzi o blogowanie.
Najważniejsze jest to, że to chyba najszczęśliwszy dzień lipca...a i tak późno tu zajrzałam.
Cieszę się, że w końcu powróciłaś do pisania, bo uważam, że jesteś jedną z lepszych w gronie blogowiczów.
A teraz biorę się za czytanie...I jak nie zgubię weny, to jeszcze się wypowiem.
Pozdrawiam

Siruwia pisze...

Ughhh...wiesz jak to jest, gdy coś Ci przeszkadza w czytaniu?
No właśnie, a ten rozdział był naprawdę dłuuuuugi....biorąc pod uwagę to, że nie mogłam się całkowicie skupić, było to nadzwyczaj irytujące.
Jednak zdecydowanie wykupiłaś się tym rozdziałem.
Podoba mi się jak u Ciebie wszystko jest przemyślane i do siebie pasuje.
Rzeczywistość mafijna jest skomplikowana, czasami trudno wszystko ze sobą połączyć i wyjaśnić. U Ciebie, jak o tym czytam, nie mam wrażenia, że coś jest nie tak. Wszystko jest na swoim miejscu.
Co do Naruto, no zarobił u mnie minusa wraz z Kibą...nie pochwalam narkotyków, Uchiha powinien mu to jakoś wybić z głowy. Co do niego, to trochę mnie zdenerwował tym, że chce sprawdzić Uzumakiego. Nie pomyślał o tym, że może go zranić w ten sposób....
Itachi...coś mi w nim nie pasuje, zdecydowanie nie jest tak klarownie jak to przedstawiłaś. Coś musi się za tym kryć :)
Uchiha, oczywiście ten młodszy, w końcu będzie mógł sobie przypomnieć jak to jest na misji, a Naruto będzie się zastanawiał, co go łączy z Shikamaru...biedactwo.
Cóż, może i długość tego komentarza nie jest adekwatna do długości rozdziału, ale napisałam to, co pamiętam, że chciałam.
Mam nadzieję, że na następny nie będę musiała czekać pół roku.
Weny życzę.

Daimon pisze...

Właśnie odświeżyłam sobie całość. Czytając siódmy rozdział z wyrachowanym Sasuke w roli głównej, zapomniałam jak go Naruto ulepił wg własnego widzimisię w czwartym rozdziale. Zresztą obaj w tamtym momencie byli inni. Zimny Uchiha, który wydawałoby się będzie stroną dominującą zamienił się w plastelinę, skojarzył mi się z Tygrysem homoviatora (niedawno przeczytałam, bo dopiero udało mi się zdobyć), twarda sztuka ale w odpowiednich rękach... ;) No i Naruto, rozwrzeszczany, zbuntowany małolat, który nagle zamienia się w dojrzałego, namiętnego kochanka. Z tej strony jeszcze go nie znamy. No i teraz właśnie spotykamy się w siódmym rozdziale i na Uchihe spływa rozsądek qrka i jakieś próby wymyśla, a Uzumaki zostaje na lodzie, niepewny o co w tym wszystkim chodzi. I jak zawsze problemy wychodzą z niedomówień.
No, ja tak musiałam w tej kwestii odezwać się, bo nie dawało mi to spokoju. Ech, świetna robota :* Czekam zatem i pozdrawiam :*

Mikachin pisze...

Opowiadanie ma swoją mroczniejszą stronę, ale nie tylko ona mnie przekupiła. Wszystko wygląda na dokładnie przemyślane, a nie spontaniczne :) Chociaż jakby nawet spontanicznie było, z takimi zdolnościami pisarskimi na pewno by mi się spodobało :)
Ten rozdział był długi. I to bardzo, musiałam dwa razy czytać, bo co chwila rozpraszał mnie brat. Ale stwierdziłam, że muszę no i przeczytałam :) Na pewno odświeżę sobie wcześniejsze, bo zaczęłam czytać je jakieś dwa miesiące temu. Bałam się, że już nic nie napiszesz. Ale jesteś a z tego powodu jestem wielce zadowolona :)
Czekam na kolejne rozdziały :)

Anonimowy pisze...

Cieszę się, że jednak wróciłaś. Już naprawdę zwątpiłam, że to opowiadanie zostanie dokończone. Jestem jednak mile zaskoczona i mam nadzieję, że już nie znikniesz :)
Co do rozdziału, są dwie rzeczy, które mnie wyjątkowo zirytowały.
Pierwsza - długość. Spokojnie mogłaś go podzielić na dwie, a może i nawet trzy części. Osobiście nie lubię przydługawych wywodów, które później męczę kilka dni.
Drugie co mi się nie podobało to to, że czytając rozdział miałam wrażenie, że jest to wszystko tylko nie NaruSasu. Ich więź jest tak mizerna, że jestem w głębokim szoku, iż się jeszcze nie przerwała.
Wkurza mnie to, że Shika jest dużo ważniejszy dla Uchihy niż Naruto, że to Kiba wpadł na Sasuke (wiem, to akurat denny powód, jednak naprawdę mnie to wkurza ;)), bardzo denerwuje mnie również fakt, że Sasuke manipuluje Naruto w taki głupi sposób, a Uzumaki pozostaje głuchym i ślepym na robienie z niego - jak dobrze powiedziałaś - marionetki. W prawdzie dowiedzieliśmy się, dlaczego Sasuke tak traktuje Naruto, lecz jakoś ten argument nie przemówił do mnie. Znaczy, nie zrozum mnie źle. Sam w sobie był wyjątkowo silny i bardzo dobrze rozegrałaś ten wątek, lecz jak już wcześniej powiedziałam, więź łącząca Sasuke i Naruto jest zbyt krucha, by nazwać ją miłością. Bo z rozdziału wynika, że to właśnie do siebie czują główni bohaterowie. I odniosłam wrażenie, że liczy się dla nich wszystko, oprócz siebie nawzajem.
Przez ten właśnie fakt czytałam rozdział bez większego entuzjazmu i jedynie wątek z Itachim mi go zapewnił. Później było już nieco lepiej, jednak wciąż brak więzi dawał o sobie znać.
Z komentarzy innych wynika, że chyba tylko mi to przeszkadza. Ale czy ja się aż tak czepiam? ^-^" Mam nadzieję, że jednak nie masz mi tego za złe.
Jako plus powiem, że tęskniłam za tym opem, za niesamowitą akcją, za tymi wszystkimi przekrętami. To mi się niezmiernie podoba. I zdecydowanie prowadzisz je dużo lepiej niż ja ;)
No i kończąc,
o bogowie! Na ratunek Sakurze?! Mam nadzieję, że jednak ich misja się nie powiedzie... ;D
Z niecierpliwością czekam na cd, jestem niezmiernie ciekawa co też zrobi Itachi, kto to "Korzeń", no i mam nadzieję, że w końcu zobaczę więź między Sasuke i Naruto.
Pozdrawiam serdecznie!
Koko

Daimon pisze...

No musiałam się odezwać ;)
To, że nie rzucają się na siebie i nie wyznają sobie otwarcie miłości już w siódmym rozdziale to mi akurat odpowiada. No bo przecież nie o to chodzi, żeby złapać króliczka, tylko żeby gonić go ;) Poza tym, nie widzieli się rok i jeśli każdy z nich czuje coś do tego drugiego, to przecież nie przyzna się od razu. Nawet jeśli Sasuke mógłby, to hamuje go nienawiść, zazdrość i rywalizacja, głównie o względy Minato, którą w przeszłości okazywał wobec niego Naruto. Widać to po tym, że czekał, nie zmienił zamków i był otwarty na rozmowę. No ale żeby od razu wyznawać miłość? Za wcześnie. Nie pochwalałam oczywiście jego działania wobec Naruto, te próby kocha czy pożąda. Ale jest człowiekiem nieufnym, zamknął się na uczucia, bo one ranią i zwyczajnie boi się zaufać, boi się dopuścić kogokolwiek, żeby znowu nie zostać zranionym, porzuconym, opuszczonym. Woli zamienić się w zimnego drania, mściciela.
"- Chcę coś sprawdzić.
- Dlatego go ranisz?
- To dla jego dobra."
A tu? Tak sobie myślę, o czyim dobru mówił Sasuke. Wydaje mi się, że nawet nie zdaje sobie sprawy, że chroni siebie. No ale to takie moje odczucia po przeczytaniu tekstu.
Z kolei Naruto nie może go zrozumieć, bo sam wie co czuje, ale nie wie jakie uczucia targają Sasuke. No i jak zawsze wszelkie problemy wychodzą z nie rozmawiania ze sobą. Po tym, jak dowiedział się kto przyczynił się do śmierci ojca, zaczął traktować Uchihę bardziej przyjaźnie, pokazał swoje prawdziwe uczucia, które zawsze były pod osłoną nienawiści. No ale jak widać to za mało dla zimnego drania. Nie ufa, nie wierzy.
Można by się zapytać, dlaczego w takim razie doszło między nimi do bardzo bliskiej sytuacji przed wyścigiem. Cóż, wyobraźcie sobie, głośna muzyka, tłum ludzi, zaciszne miejsce w kącie, adrenalina i napięcie rosnące między nimi, po prostu czuje się tą atmosferę (świetnie opisana scena, tak poza tym). No musiało do tego dojść. Sasuke dał się ponieść chwili, emocjom, odkrył na chwilę swoje prawdziwe uczucia. Ale syreny przerwały, potem ucieczka, zmiana atmosfery, nastrojów. Powrócił rozsądek, skrywanie uczuć, obudził się instynkt samozachowawczy. No i mamy co mamy.
Ależ mi elaborat wyszedł ;)
A co do długości, wiadomo, że każdy ma inne zdanie na ten temat. Jedni lubią krótkie rozdziały inni długie. Ja należę do tych drugich. Zdecydowanie lubię zagłębić się w lekturze i żeby trwało to jak najdłużej ;) No ale decyzje o długości rozdziałów pozostawiam Autorce i wenie.
No to ja pozdrawiam i ściskam :*

Anonimowy pisze...

Niedawno udało mi się znaleść twojego bloge i jestem naprawde pod wrażeniem jak najbardziej pozytywnym cieszę się ze mam okazję czytać opowaidanie zarazem tak ciekawe iak i napisanie wyrafinowanym i poważnym językiem piszesz swietnie i to jestem ci w stanie powiedzieć na 100%:) Mam nadzieję że notki będą pojawiały się często z uwagi na to że gdy coś mnie ciekawi strasznie chcę się dowiedziec co będzie dalej wiec prosze nie pozostawiaj mnie swego wiernego fana:) w niepewności Powodzenia w dalszym pisaniu i życzę WENY!!!
Pozdrawiam Avatar!

Nyx pisze...

Twój blog został dodany do linków na yaoi-nyx.blogspot.com